piątek, 27 kwietnia 2012

Manchester United - Manchester City (27.04.1974)



Denisa Law fanom futbolu raczej przedstawiać nie trzeba. Urodzony w szkockim Aberdeen napastnik w swojej trwającej 18 lat karierze klubowej reprezentował Huddersfield Town, Manchester City, AC Torino i Manchester United, rozgrywając w sumie 597 meczy i strzelając w nich 302 bramki. W barwach Szkocji wystąpił 55-ciokrotnie, zdobywając 30 goli, co czyni go najskuteczniejszym strzelcem w historii reprezentacji. Szczególnym uczuciem darzą Denisa Law fani drużyny z Old Trafford, w barwach której występował nieprzerwanie przez jedenaście sezonów, stając się drugim, po Bobby Charltonie, najskuteczniejszym snajperem w historii klubu (Law zdobył dla United 237 bramek w 404 występach, najskuteczniejszy w historii klubu Charlton strzelil 249 bramek, jednak pracował na to osiągnięcie znacznie dłużej, rozgrywając w sumie 758 spotkania). Wybrany Najlepszym Piłkarzem Europy w 1964 roku, zdobył z Manchesterem United dwa tytuły Mistrza Anglii (w 1965 i 67 roku), Puchar Anglii (w 1963), a także pomógł drużynie „Czerwonych Diabłów” zdobyć Puchar Europy w 1968 roku (oficjalnie Law zdobywcą PE nie został, ponieważ kontuzja wyeliminowała go zarówno z obu meczy półfinałowych, jak i finalu). Kibice United nazywali go „Lawman”, lub po prostu „Król”. Law stanowił, obok Bobby Charltona i George’a Besta, o sile ofensywy Manchesteru United w złotych latach drużyny dowodzonej przez legendarnego menedżera Matt’a Busby. Law, Charlton, Best – „Święta Trójca”, której pomnik stoi przy Sir Matt Busby Way naprzeciw Old Trafford. 



            Jedna z najsłynniejszych bramek strzelonych przez „Króla” padła w derbowym pojedynku rozegranym pomiędzy United i City na Old Trafford 27 kwietnia 1974 roku. Jest to chyba jedyna bramka w karierze Denisa Law, która nie przyniosła mu radości, jedyna której pewnie wolałby nie strzelić. Jedyna o której, pomimo upływu lat, konsekwentnie nie chce rozmawiać.

            Manchester United był na początku lat siedemdziesiątych drużyną zaawansowaną wiekowo, wymagającą kompletnej przebudowy. Zdobywcy Pucharu Europy z 1968 roku powoli odchodzili, kończyli kariery, bądź opuszczali Old Trafford przenosząc się do innych klubów. Matt Busby, po ogłoszeniu zakończenia swojej przygody w roli menedżera United, objął stanowisko dyrektora generalnego, pozostając w klubie. Kolejni menedżerowie próbujący mierzyć się z legendą Busby’ego musięli nie tylko znaleźć godnych następców odchodzących gwiazd „Czerwonych Diabłów”, trzymać w ryzach notorycznie opuszczającego treningi, ogłaszającego kolejne daty zakończenia kariery, tracącego panowanie nad swoim pozaboiskowym życiem George’a Besta, lecz także pracować czując na plecach wzrok poprzednika, wciąż obecnego na Old Trafford, wciąż będącego dla większości piłkarzy „szefem” do którego z każdym problemem szli w pierwszej kolejności. 

            W grudniu 1972 roku zarząd klubu postanowił rozwiązać umowę z menedżerem Frankiem O’Farellem. United rozgrywali fatalny sezon, widmo spadku do Second Division zaczęło zaglądać piłkarzom w oczy. Jego następcą został Tommy Docherty, znany Denisowi Law m.in. z reprezentacji Szkocji. Law w swojej autobiografii „The King” wspomniał, że w rozmowie z Matt’em Busby zarekomendował Docherty’ego jako świetnego fachowca, dobrze dogadującego się ze swoimi zawodnikami. Nowy menedżer wyprowadził „Czerwone Diabły” ze strefy spadkowej, kończąc sezon 1972/73 na osiemnastej pozycji. Przed rozpoczęciem kolejnego sezonu na Old Trafford nastąpiły ogromne zmiany. Karierę piłkarską zakończył Bobby Charlton, odeszli zdobywcy Pucharu Europy David Sadler i Tony Dunne. Jeszcze tylko pół roku (do 1 stycznia 1974 kiedy to rozegrał swój ostatni mecz w barwach United) miała potrwać kariera George’a Best’a w czerwonych barwach . Z klubem pożegnał się także, warto dodać, że w niezbyt przyjacielskiej atmosferze, Denis Law. Docherty, który w prywatnych rozmowach zapewniał „Lawmana”, że jego kariera w United jest niezagrożona, i że Denis, gdyby w końcu zdecydował się zawiesić buty na kołku, będzie wartościowym dodatkiem do sztabu szkoleniowego klubu, nieoczekiwanie nie przedłużył jego kontraktu. Law miał zarządowi klubu za złe sposób, w jaki pożegnali się z nim, nikt nigdy też nie wyjaśnił mu, dlaczego nie zaproponowano mu nowej umowy. Po latach wspominał, że gdy pojawił się w klubie, aby opróżnić swoją szafkę, nikt nie przyszedł go choćby pożegnać. Denis Law stał się de facto piłkarzem bezrobotnym i początkowo rozważał ogłoszenie zakończenia kariery. Szczęście uśmiechnęło się do niego kilka dni po tym jak opuścił Old Trafford. Podczas ceremonii wręczania nagrody dla Najlepszego Piłkarza Roku roczny kontrakt zaproponował mu Johnny Hart, menedżer... Manchesteru City. Law przystał na ofertę klubu z Maine Road i rozpoczął treningi z piłkarzami „The Citizens”.

            Drużyna United w sezonie 1973/74 znów znalazła się w opałach, po raz kolejny zbliżając się niebezpiecznie do Second Division. Poniędzy 27 października, a 2 marca „Czerwone Diabły” zdołały wygrać zaledwie jedno spotkanie, lądując na samym dole tabeli. Dobra seria wyników na wiosnę dała zawodnikom nadzieję na utrzymanie, jednak w kwietniu 1974 roku United stanęło pod ścianą, potrzebując zwycięstw w ostatnich dwóch meczach sezonu i korzystnych wyników na innych stadionach (porażek Birmingham i Southampton) aby zachować pierwszoligowy status. 



            27 kwietnia drużyna Manchesteru United zmierzyła się na Old Trafford z lokalnym rywalem Manchesterem City, potrzebując zwycięstwa do zachowania jakichkolwiek szans na utrzymanie w First Division. W barwach „Czerwonych Diabłów” na boisko wybiegł tylko jeden członek drużyny, która 6 lat wcześniej pokonała Benfice na Wembley i zdobyła Puchar Europy Mistrzów Klubowych (bramkarz Alex Stepney). Dla City, które utrzymanie zapewniło sobie kilka kolejek wcześniej (ostatecznie sezon 73/74 zakonczyli na 14 pozycji), spotkanie miało znaczenie jedynie prestiżowe. Wśród jedenastu zawodników w niebieskich koszulkach na na murawie pojawił się także, z numerem 10 na plecach, Denis Law, dla którego miała to być ostatnia wizyta w charakterze piłkarza na Old Trafford. „Muszę przyznać, że nie chciałem grać w tym meczu. – mówił po latach Law – Pomimo mojej niechęci do Docherty’ego, nie chciałem posłać jego drużyny do Second Division. United znaczyło dla mnie zbyt wiele. Ale, jak przystało na zawodowca, kiedy zostałem wybrany do składu, musiałem zagrać. Mogłem tylko trzymać kciuki, aby mecz zakończył się remisem, honorowym wynikiem dla obydwu stron.” Przez większość meczu wydawało się, że życzenie Denisa Law się ziści, obydwie drużyny daremnie próbowały przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Jednak kilka minut przed końcowym gwizdkiem sędziego Francis Lee posłał niskie dośrodkowanie w pole karne United. Tam na piłkę czekał „Lawman”, który instynktownie trącił ją piętą i skierował do siatki tuż przy słupku, obok rozpaczliwie interweniującego Aleksa Stepney’a. Law nie cieszył się ze zdobycia bramki, lecz wolnym krokiem ruszył w kierunku tunelu prowadzącego do szatni. Chwilę później murawę opanowali kibice obydwu drużyn i sędzia David Smith podjął decyzję o przedwczesnym zakonczeniu meczu. Wynik 0:1 został uznany za końcowy. Tak padła ostatnia bramka strzelona przez „Króla Stretford End” w Teatrze Marzeń.



            Choć gol strzelony przez „Lawmana” nie był decydującym czynnikiem przesądzającym o relegowaniu United (swój mecz wygrało Birmingham i zapewniło sobie utrzymanie kosztem United), to w zbiorowej pamięci kibiców na Wyspach Denis Law pozostał tym piłkarzem, który posłał „Czerwone Diabły” do Second Division po raz pierwszy (i jak dotąd jedyny) po II Wojnie Światowej. Second Divison w której United nie zamierzali pozostać zbyt długo. Już w kolejnym sezonie drużyna, w dalszym ciągu prowadzona przez Docherty’ego, wywalczyła powrót do najwyzszej klasy rozgrywkowej. Jednak na pierwsze trofeum, przypominające kibicom o minionych latach chwały i dominacji kolejnych drużyn Busby’ego, nie tylko w Anglii, ale rownież w Europie, przyszło United czekać do 1977 roku, kedy to „Czerwone Diabły” zdobyły Puchar Anglii, pokonując w finale rozgrywek Liverpool. Na godnego następcę Sir Matt’a fani United czekać musięli do roku 1986, ale kiedy w końcu się pojawił, nie tylko przywrócił klubowi należne mu miejsce na Wyspach, nie tylko po raz kolejny poprowadził drużynę z Old Trafford do zwycięstwa w Pucharze Europy (dwa razy zresztą), ale sprawił, że kolejne pokolenia zawodników przez niego prowadzonych przyćmiły legendę Busby’ego.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Sing when you're winning



Każdego roku na trybunach brytyjskich stadionów pojawiąją się ich tysiące. Są odbiciem stereotypów, lokalnych animozji, fobii, a często po prostu rezultatem specyficznego kibicowskiego poczucia humoru. To dzięki nim możemy dowiedzieć się, że fani Manchesteru United mieszkają głównie w Londynie (co jest oczywiście nieprawdą, większość fanów Czerwonych Diabłów pochodzi z Chin i Korei), Scousers (czyli Liverpoolczycy) to generalnie bezrobotni złodzieje zajmujący się handlem narkotykami, bogate południe płaci zasiłki biednej północy, mieszkańcy Burnley czy Norwich są owocem kazirodczych związków, a Walijczycy darzą szczególnym uczuciem swoje owce. Stadionowe przyśpiewki, bo o nich tutaj mowa, w pewnym sensie kontynuują tradycje piosenek ludowych: to cała sieć różnych tekstów nieznanych autorów, śpiewanych do kilku popularnych melodii przez szeroko pojęty „lud”, adaptowanych dla lokalnych potrzeb, podkreślających geograficzną odrębność śpiewających, wychwalających lokalnych bohaterów i obrażających wrogów. Jedną z najczęściej rozbrzmiewających  na brytyjskich ( i nie tylko) stadionach  melodii jest kubańska „Guantanamera”, o której i jej różnych wcieleniach dziś słów kilka.

Słowa oryginalnej „Guantanamery” napisane zostały w 1891 roku przez kubańskiego nacjonalistę, męża stanu, dziennikarza, malarza, poetę i bohatera walki o niepodleglość Jose Mariti, który w wieku szesnastu lat został skazany przez hiszpańskie władze Kuby na 6 lat więzienia za zdradę stanu. Okaleczony przez łańcuchy pętające jego nogi, został w końcu zwolniony, lecz skazany na wygnanie z ojczystej wyspy. Na wygnaniu był jedną z najważniejszych postaci kubańskiego ruchu wyzwoleńczego, a w 1895 roku jednym z przywódców rewolucji wyzwoleńczej na Kubie. Zginął 19 maja 1895 roku w walce z wojskami hiszpańskimi, trzy lata przed amerykańską interwencją i ostatecznym wyzwoleniem Kuby spod hiszpańskiego jarzma. Znana na całym świecie muzyka autorstwa Jose Fernandeza Diaza (znanego też jako Joseito Fernandez) powstała znacznie później, około 1929 roku. Fernandez – prezenter radiowy – używał tej niezwykle chwytliwej melodii w swoich audycjach w specyficzny sposób. Otóż do skomponowanej przez siebie muzyki dokładał co dzień nowy tekst komentujący bieżące wydarzenia w kraju i zagranicą. W ten sposób „Guantanamera” stała się nośnikiem różnego rodzaju treści, od pieśni romantycznych, przez humorystyczne przyśpiewki, aż po patriotyczne hymny. Melodia szybko rozprzestrzeniła się po całej Kubie, a później opanowała cały świat hiszpańskojęzyczny. Trafiła też na stadiony piłkarskie. Dziś teksty do melodii „Guantanamery” zna każdy szanujący się fan piłki nożnej, również w Polsce. Któż nigdy nie słyszał: „Grać na całego i walczyć do upadłego”, „Sędzia to pała..”, „Tylko zwycięstwo” i całej masy innych wersji popularnej piosenki. Kto nie pamięta piłkarzy Amiki Wronki, którzy o swoim menadżerze Stefanie Majewskim śpiewali: „Mamy lidera, ale nie mamy trenera”? A jakie ciekawe wersje „Guantanamery” można usłyszeć na stadionach Wielkiej Brytanii?

Najbardziej popularnym refrenem, znanym i śpiewanym jak Wyspy Brytyjskie długie i szerokie, sławiącym bohatera chwili, którego imię i nazwisko składa się z odpowiedniej liczby sylab jest: „One (np.)David Beckham , There’s only one David Beckham”. Wersję alternatywną śpiewali kiedyś kibice Crewe Alexandra. Brzmiała ona: „There’s only two Gary Roberts’” i wynikała z zakontraktowania przez ich klub dwóch zawodników o tym samym imieniu i nazwisku. „There’s only two Andy Gorams” śpiewali natomiast kibice Celticu o słynnym bramkarzu Rangers i reprezentacji Szkocji, kiedy zdiagnozowano u niego łagodną odmianę shizofrenii. Kibice piłkarscy nie mają raczej w zwyczaju oszczędzania gwiazd drużyny przeciwnej, folgując sobie i drwiąc z zawodników ze względu na kolor ich włosów („You’re just a fat Annie Lennox” śpiewali kibice przeciwników West Hamu, kiedy napastnik Dean Ashton występował z tlenioną blond czupryną), domniemaną nadwagę („You’re just a fat Maradonna” niejednokrotnie słyszał pod swoim adresem Carlos Tevez), podobieństwo do innych celebrytów („You’re just a fat Eddie Murphy” śpiewane o Jimmy Floyd Hasselbainku), posiadanie bardziej utalentowanego rodzeństwa („You’re just a shit Gary Neville” śpiewane do jego mniej utytułowanego brata Phila), za nazwisko („You should have stayed in a burger” do Deana Gerkina), czy za niezbyt fortunnie dobrany pseudonim („He’s going green in a minute” śpiewali kibice Arsenalu pod adresem napastnika FC Porto Givanildo Vieira de Souza, znanego także jako Hulk). „He has to shit in a bucket” intonowali kibice drużyn stających na przeciw jedenastki Newcastle United, aby podkreślić niedogodności, jakie musiał znosić sprawiający niezliczone roblemy wychowawcze pomocnik Joey Barton, który m.in. został skazany na pół roku więzienia za pobicie.


Na brytyjskich stadionach zwykle nie oszczędza się też fanów drużyny przeciwnej. Najczęściej można usłyszeć piosenkę: „You only sing when you’re winning”, skierowaną do milczących kibiców drużyn przegrywających (w polskiej wersji: „Coście tak cicho, wy kurwy coście tak cicho”), oraz jej różne, zależne od czynników społeczno – geograficznych mutacje. Mamy więc między innymi: „You only sing when you’re fishing”, skierowane do kibiców z nadmorskich miast, w których tradycyjnym przemysłem jest rybołóstwo, „You only sing when you’re farming”, do fanów pochodzących z regionów rolniczych (np. Ipswich, Norwich), „You only sing when you’re rowing”, do fanów z Oxford i Cambridge, nawiązujące do słynnego wyścigu wioślarskiego rozgrywanego co roku pomiędzy uniwersytetami tych miast, czy „You only sing when you’re robbing”, do złodziei z  Liverpoolu i Evertonu. Kibice z miast takich, jak Burnley, czy Norwich, które ze względu na brak dostępu do morza i położenie w dużej odległości od innych ośrodkow miejskich były w dawnych czasach społecznościami zamkniętymi, często są narażone na refren: „You’re yust a town full of inbreds”. Burnley dostawało się też stosunkowo niedawno piosenką: „You’re just a town full of nazis”, w nawiązaniu do świetnego wyniku wyborczego, jaki w tym mieście osiągnęła skrajnie prawicowa British National Party. Z kolei kibice z Brighton, miasta z największą społecznością gejowską w Wielkiej Brytanii narażeni są na przyśpiewki typu: „You’re going down with your boyfriend”. Kibice Aberdeen często kwestionują higienę fanów drużyn z Glasgow śpiewając: „There’s no soap in Glasgow”. Fani piłki nożnej z północno – wschodniej Anglii (rejon Newcastle, Middlesborough i Sunderlandu), którzy władają językiem angielskim z nieco dziwnym i zdecydowanie niezrozumiałym nie tylko dla obcokrajowcow akcentem (tzw. Geordie accent) podczas wizyt na południu kraju często slyszą: „Why don’t you speak fuckin’ English”. Kibice klubów londyńskich mają w zwyczaju dokuczanie fanom Manchesteru United podczas ich wizyt w stolicy piosenkami „You only live round the corner”, lub „You will be home in five minutes”, sugerującym oczywiście, że kibice „Czerwonych Diabłów” to tzw. „kibice sukcesu”, głównie z Londynu (a jak wiadomo w Anglii wspieranie drużyn innych, niż swoje lokalne jest herezją).  W swojej zawziętości fani piłkarscy często zapominają to, czego nauczyli się podczas lekcji geografii w szkole. „You’re just a small town in Poland” można usłyszeć wszędzie tam, gdzie występuje drużyna z Walsall (nawiązanie do podobnej wymowy Warsaw i Walsall), „You’re in the wrong fuckin’ country” zwykle wita na stadionie w Aberdeen kibiców z Glasgow, „You’re just a small town in Scotland” słyszą co tydzień fani drużyn z pogranicza szkocko – angielskiego, a kibice drużyn z Walii i Szkocji stających na przeciw klubom angielskim zwykle muszą wysluchać: „You’re just a shit part of England”. Swoje wersje „Guantanamery” kibice angielscy zabierają na częste wyprawy do Europy. Każdy kibic z tzw. Bloku Wschodniego, którego klub miał szczęście wylosować brytyjską drużynę w Pucharach słyszał pewnie piosenkę: „You’re just a small town in Russia”.


Dostaje się także menadżerom, czy właścicielom klubów piłkarskich. Bardzo często na angielskich stadionach można usłyszeć: „You’re getting sacked in the morning” adresowane do menadżerów klubów, które swoich generałów zmienają jak rękawiczki (słyszy to co tydzień każdy kolejny menadżer Chelsea). Wszędzie tam, gdzie gra Norwich City kibice przypominają współwłaścicielce klubu, słynnej w Anglii autorce książek kucharskich i gwieździe telewizyjnych programów kulinarnych Delii Smith jej miejsce w szeregu śpiewając: „There’s only one Gordon Ramsey”.

To oczywiście tylko kilka przykładów, kilka tekstów modyfikowanych w miarę potrzeb i możliwości na różnych stadionach, mutujących w wyniku podróżowania wraz z fanami. „Guantanamera” nie jest jedyną popularną na brytyjskich obiektach spotrowych melodią, kibice wyspiarskiej piłki mają repertuar dość zróżnicowany. Innym bardzo popularnym wśród fanów futbolu utworem jest pieśń religijna „Cwm Rhondda” (to tytuł walijski, tytuł wersji angielskiej brzmi: „Bread of Heaven”), o której różnych wcieleniach (być może) innym razem.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Peterborough United - West Ham United (27 marca 2012 r.)



         Zawsze obawiam się, że nie dojadę na mecz na czas, więc pomimo niewielkiego dystansu dzielącego miejscowość w której mieszkam od Peterborough, na miejsce dotarłem prawie dwie godziny przed meczem. Kibice niektórych klubów angielskich (zwłaszcza w Londynie) mają poważne problemy ze znalezieniem miejsca parkingowego w rozsądnej odległości od stadionu. Nie miałem z tym kłopotu w Peterborough, gdyż obiett, na którym swoje mecze rozgrywają „The Posh” oddalony jest od pełnego parkingów centrum miasta o kilkaset metrów. Miasto nie jest celem pielgrzymek turystów i ciężko się temu dziwić, ponieważ turystyczne atrakcje można tu policzyć na palcach jednej ręki. 
Katedra w Peterborough

          Peterborough to prawie 200-tysięczne miasto w północnej części hrabstwa Cambridgeshire. Ziemie na których się znajduje zamieszkane były już w epoce brązu, o czym można się przekonać zwiedzając stanowisko archeologiczne Flag Fen niedaleko centrum miasta. Niewielkie początkowo miasteczko rozrosło się gwałtownie wraz z przybyciem kolei. Peterborough stało się ważną stacją na trasie Londyn – York, otwartej w 1850 roku przez Great Northern Railway. Nad miastem góruje imponująca, wybudowana w latach 1118-1375 katedra, łącząca styl późnoromański z elementami wczesnego gotyku, otoczona biskupimi ogrodami. Miasto położone jest nad rzeką Nene na brzegu której wzniesiono w XVII wieku piękny dom kupiecki. Tradycyjnie miasto targowe, Peterborough do dziś jest dużym ośrodkiem handlowym i celem zakupowych wypraw mieszkańców mniejszych okolicznych miejscowości. Kiedy już znudzimy się zakupami, możemy odpocząć spacerując po bulwarach nad wspomnianą rzeką, Ponieważ w Peterborough byłem wiele razy i miałem okazję zwiedzić jego atrakcje turystyczne, udałem się prosto na stadion.
Stadion przy London Road

Main Stand, widok z za trybuny
Stadion przy London Road nie zachwyca z zewnątrz, daje natomiast pewne wyobrażenie o tym, jak wyglądały obiekty piłkarskie Anglii w latach 50-tych i 60-tych. Wrażenia nie poprawia zdecydowanie główna droga dojazdowa prowadząca przez plac budowy. Powstaje tutaj nowy parking dla kibiców United, na razie jednak pełno tu ciężkiego sprzętu i członków ekipy budowlanej. Trybuna główna, tzw. Main Stand została wybudowana w latach 1955-58 bezpośrednio za swoją drewnianą poprzedniczką. Po ukończeniu budowy starą, służącą kibicom od lat trzydziestych ubiegłego wieku trybunę rozebrano. Widzowie  na nowowybudowanej trybunie początkowo zasiadali około 20 metrów od płyty boiska, którą po zakończeniu sezonu 57/58 przesunięto bliżej nowopowstałego obiektu. 
Charakterystyczne dachy Moe's End (po lewej) i Main Stand


London Road Terrace

Moy's End Terrace



Moy’s End Terrace przeznaczony jest dla kibiców drużyn przyjezdnych. Trybuna wybudowana, podobnie jak Główna, w latach 1955-58 swoją nazwę wzięła od Zakładów Naprawy Taboru Kolejowego Thomasa Moy’a, które znajdowały się bezpośrednio za stadionem. Po warsztatach nie ma już śladu, znajdują się tu teraz parkingi. Druga z trybun znajdujących się za bramkami to najstarsza część obiektu, otwarta w 1951 roku London Road Terrace. Od ulicy London Road oddziela ją kilka fast-foodów, pub i warsztat samochodowy, z których podwórkami sąsiaduje. Do budowy wszystkich trzech powstałych w latach 50-tych części stadionu użyto typu cegły o nazwie fletton (najbardziej popularna ze względu na niskie koszty wytwarzania cegła w Anglii, produkowana przez London Brick Company. Firma ta w latach 50-tych i 60-tych stała się niemalże monopolistą na rynku materiałów budowlanych. Cegła typu fletton produkowana jest z tzw. oksfordzkiej gliny wydobywanej w południowo-wschodniej Anglii. Glina ta zawiera śladową ilość węgla, który skraca czas wypalania cegieł i tym samym obniża koszty produkcji tego materiału budowlanego. Nazwa cegły wywodzi się od miejscowości Fletton, będącej dziś częścią Peterborough, a w której niegdyś wydobywno glinę do jej wyrobu. Cegły fletton były materiałem budowlanym powszechnie używanym podczas budowy m.in. stadionów piłkarskich na Wyspach). Wszystkie trzy kryte są charakterystycznymi dla większości stadionów piłkarskich powstałych w połowie XX wieku dwuspadowymi dachami z blachy falistej. Całości dopełniają stalowe elementy (włacznie z tyłem Main Stand z blachy falistej) w niebieskim kolorze. Te wszystkie składniki plus dwa słupy podtrzymujące oświetlenie na obydwu końcach Main Stand dają pełny obraz typowego angielskiego stadionu wybudowanego w latach 50-tych, obiektu jakich na Wyspach Brytyjskich pozostało już niewiele.
Peterborough and Norwich Family Stand
Glebe Road. Stadion znajduje się za budynkami po prawej stronie
           

 Na tym tle wyróżnia się czwarta wybudowana w 1995 roku Norwich and Peterborough Family Stand. Stalowa prostokątna rama podtrzymująca dach nie wymaga dodatkowych filarów ograniczających widoczność (dachy pozostałych trybun wsparte na takich właśnie filarach). Dwa poziomy trybuny oddziela rząd ekskluzywnych lóż sponsorskich. Obydwa piętra budowli obsługiwane są przez strefę bufetową ulokowaną na parterze. Nowa i na wskroś nowoczesna trybuna zastąpiła starą, nieosłoniętą dachem, wybudowaną w 1958 roku. Przebiegająca za Trybuną Rodzinną Glebe Road w początkowych latach istnienia stadionu zabudowana była tylko po południowej stronie, jednak w latach 40-tych i 50-tych także po północnej stronie ulicy wzniesiono budynki mieszkalne, sąsiadujące od strony ogródków ze stadionem. Kiedy klub zgłosił chęć rozbudowania południowej trybuny napotkał opór mieszkańców Glebe Road argumentujących, że nowy, wyższy budynek nie tylko ograniczy widok i ilość światła na ich posesjach, lecz również obniży ich wartość. Rada Miasta zdecydowała jednak zezwolić na rozbudowę stadionu, widząc w klubie piłkarskim świetne narzędzie promujące Peterborough (pozdrowienia dla wszystkich mieszkańców ulicy Rychlińskiego w Bielsku – Białej blokujących budowę nowego Stadionu Miejskiego) . Nowa Family Stand oddzielona jest od ogródkow domów przy Glebe Road jedynie alejką, która w połowie długości trybuny zwęża się do kilkudziesięciu centymetrów.
Moy's End Terrace
            
London Road Terrace

Main Stand
 London Road Terrace tradycyjnie zapełniają najbardziej zagorzali kibice „The Posh”, zwykle prowadzący głośny doping. Na trybunie tej, podobnie jak na znajdującej się naprzeciw Moy’s End Terrace, kibice nie zasiadają na plastikowych krzesełkach, lecz dopingują stojąc (co jest wyjątkiem na skalę Championship, w której zakazane jest dopuszczanie „stojących” trybun. Peterborough United otrzymało warunkowe pozwolenie na zachowanie tego typu trybun w pierwszych trzech sezonach występowania w Championship). Trybuna może pomieścić 2667 kibiców, z kolei na bliźniaczej konstrukcji znajdującej się na przeciwległym końcu boiska może przebywać  3495 fanów drużyny gości. Na Main Stand, w budynku której znajdują się klubowe biura oraz szatnie, zamontowane są 4332 krzesełka. Po obydwu stronach Trybuny Głównej wciąż stoją słupy podtrzymujące oświetlenie, którego po raz pierwszy na stadionie przy London Road użyto w 1960 roku. Druga para słupów została usunięta stosunkowo niedawno, a oświetlenie zamontowano  na dachu mieszczącej 4146 widzów Family Stand. Oglądając mecz z tej trybuny, otoczeni z trzech stron konstrukcjami wzniesionymi w latach 50-tych, oświetleni lampami zamontowanymi wysoko nad boiskiem możemy poczuć się trochę jak podróżnicy w czasie. Stadion „The Posh” ze swoimi miejscami stojącymi na trybunach za bramkami sprawia wrażenie skansenu piłkarskiego, ale te daje pewną satysfakcję z oglądania widowiska piłkarskiego w starym dobrym stylu.


Słów kilka o meczu

            13517 (w tym około 5000 fanów West Hamu, którzy nie zmieścili się na Moy’s End Terrace i zajęli także prawie połowę Main Stand. Niezłe osiągnięcie, jak na mecz odbywający się w środku tygodnia) widzów zasiadło na trybunach stadionu przy London Road. Drużyna West Ham United, relegowana w poprzednim sezonie z Premiership, w letnim oknie transferowym straciła tylko jedno ważne ogniwo – Scotta Parkera – który przeniósł się do Tottenhamu. Pozostali zawodnicy, w tym piłkarze tak znani, jak reprezentanci Anglii Robert Green i Carlton Cole, czy gracze z bogatą przesłością w Premierleague, jak  Mark Noble, Matthew Taylor, czy były kapitan drużyny Newcastle United Kevin Nolan, zdecydowali się pozostać z „Młotami” w kolejnym sezonie i zapewnić klubowi powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej. Główny faworyt bukmacherów do wywalczenia awansu do Premiership, drużyna z Londynu była typowana na zwycięzcę w przedmeczowych komentarzach. „The Posh” z kolei, wciąż niepewni utrzymania, od kilku lat grający powyżej możliwości niewielkiego w końcu klubu, skazywani byli na pożarcie. Początek spotkania należał jednak do drużyny gospodarzy, krórzy raz po raz groźnie atakowali bramkę West Hamu. Już na początku spotkania napastnik „The Posh” Paul Taylor strzałem z około 25 metrów „ostemplował” poprzeczkę, kilkanaście minut później tylko ofiarna interwencja obrońcy „Młotów” Jamesa Tomkinsa uratowała gości przed utratą bramki po strzale George’a Boyda z linii pola bramkowego. Jedynym pomysłem West Hamu w ataku zdawały się być długie piłki kierowane do wysokiego Carltona Cole’a, który próbował zgrywać je do kolegów z napadu. Styl gry „Młotów” pod wodzą „Big Sama” Allardyce’a, zwłaszcza stosowanie długich piłek w ataku, jest bardzo często krytykowany przez fanów drużyny, którzy w trakcie meczu dawali wyraz swojemu niezadowoleniu śpiewając: „We are West Ham United, we play on the floor”. Allardyce postanowił chyba posłuchać kibiców, bo w przerwie dokonał dwóch zmian wprowadzając na boisko reprezentanta Francji i byłego piłkarza m.in.Realu Madryt (do którego był z West Ham wypożyczony kilka sezonów temu) Juliena Fauberta oraz Jacka Collinsa, byłego zawodnika młodzieżówki Peterborough, którzy odmienili oblicze drużyny w drugiej połowie. Zmiana stylu gry na bardziej kombinacyjny zaowocowała dwoma bramkami na początku drugiej połowy. Najpierw w 52 minucie portugalczyk Vaz Te po dośrodkowaniu Matthew Taylora z lewej strony, głową skierował piłkę do bramki strzeżonej przez Paula jonesa, a 5 minut później Gary O’Neil strzałem z linii pola karnego podwyższył na 2:0 dla West Hamu. Od tego momentu londyńczycy kontrolowali przebieg wydarzeń na murawie, wymieniając, ku uciesze fanów, całe serie podań i stwarzając jeszcze kilka sytuacji bramkowych. Kibice West Hamu od początku do końca prowadzili gorący doping, kilkakrotnie kierując śpiewane złośliwości pod adresem klanu Fergusonów („Fergie, Fergie, what’s the score?” szybko i płynnie przechodziło w „Fergie, Fergie, your dad is a cunt”). Ponieważ fani „The Posh” na początku drugiej połowy ucichli i przestali odpowiadać na zaczepki kibiców drużyny przeciwnej, sympatycy „Młotów” zasiadający na Moy’s End Terrace zaczęli świetnie się bawić kierując złośliwe piosenki (m.in. tradycyjne „You only sing when you’rewinning”, czy „Your support is fucking shit”) do... swoich kolegów zasiadających na Main Stand, ci zaś nie pozostawali im dłużni. Festiwal ten przerywało gromkie hiszpańskie „ole”, za każdym razem, gdy piłkarze West Ham rozpoczynali kolejną serię podań na własnej połowie boiska oraz „Forever blowing bubbles” – nieoficjalny hymn drużyny z zachodniego Londynu.
            Piłkarze West Ham odnieśli zasłużone zwycięstwo i pokazali, że wciąż będą się liczyć w walce o upragniony awans do Premierleague. Natomiast Peterborough United, po wtorkowej porażce wciąż niepewne utrzymania w Championship, potrzebować będzie jeszcze kilku punktów, aby ze spokojem zacząć przygotowania do kolejnego sezonu.