czwartek, 31 stycznia 2013

Pożar w Bradford



         11 maja 1985 roku pięciu członków rodziny Fletcherów udało się na stadion Valley Parade w Bradford by wraz ze swoją ukochaną drużyną świętować nieoczekiwany awans do  Division Two. Dwunastoletni Martin, jego rok młodszy brat Andrew, ich ojciec John, wujek Peter i dziadek Eddie od lat wspólnie przychodzili na mecze Bradford City. Tata zabierał Martina na mecze odkąd ten skończył siedem lat. John wraz ze swoim bratem i ojcem od dzieciństwa kibicowali The Bantams. Choć dziadek był poważnie chory, to wybierał się z nimi na Valley Parade na tyle często, na ile pozwalało mu zdrowie. Od 1984 roku, kiedy tata Martina otrzymał pracę w Nottingham, Fletcherowie przestali być stałymi bywalcami na meczach swojej drużyny, a Martin, zafascynowany Brianem Clough i jego występami przed telewizyjnymi kamerami, zaczął kibicować Forest. Takiej okazji nie mogli jednak przegapić. Ich Bradford City miało na własnym stadionie rozegrać ostatni mecz jednego z najlepszych sezonów w swojej historii. Po przegranej z Leyton Orient we wrześniu 1984 roku The Bantams zaliczyli serię trzynastu kolejnych meczy bez porażki, awansowali na pierwsze miejsce w tabeli Division Three, a pod koniec lutego 1985 roku mieli już 11 punktów przewagi nad drugą drużyną. Mistrzostwo ligi i awans do Division Two przypieczętowali piłkarze z Bradford na kolejkę przed końcem sezonu, pokonując Bolton. Pierwszy od 1937 roku awans do drugiej ligi stał się faktem.

            11 maja na Valley Parade pojawiło się prawie 12000 fanów futbolu. Przed meczem – w który przeciwnikiem miejscowej drużyny miało być Lincoln City – kapitan Bradford City Peter Jackson odebrał w imieniu kolegów z drużyny puchar Mistrzów Ligi. Na trybunach zasiedli miejscowi dygnitarze, a także delegacje z bliźniaczych miast Bradford – Verviers w Belgii oraz Monchengladbach i Hamm w Niemczech. Została wydrukowana specjalna edycja lokalnej gazety poświęcona historycznemu wydarzeniu, w której znaleźć można było szczegółowe plany modernizacji stadionu „w żaden sposób nie przystającego do wymagań współczesnego futbolu.” Koszt całego przedsięwzięcia klub oszacował na 400000 funtów, a o tym jak poważnie władze Bradford City myślały o przebudowie obiektu świadczyły duże ilosci stalowych elementów nowej trybuny głównej składowane na klubowym parkingu.

            Fletcherowie zasiedli na Trybunie Głównej Valley Parade – drewnianej konstrukcji zaprojektowanej i wybudowanej przez słynnego Archibalda Leicha w 1911 roku. Choć pozostałe trybuny stadionu zostały przebudowane na przestrzeni lat, Główna przetrwała w niezmienionej formie, wciąż była tą samą budowlą pamiętającą największy sukces klubu – zdobycie Pucharu Anglii w 1911 roku. Drewniane ławki, słupy wspierające dach, które ograniczały widoczność z miejsc siedzących, a także drewniany kryty papą i smołą dach sprawiały, że Valley Parade przypominała bardziej futbolowy skansen, niż drugoligowy stadion. Materiały z których wybudowano Trybunę Główną stwarzały poza tym zagrożenie pożarowe, o czym władze klubu ostrzegane były w latach osiemdziesiatych kilkakrotnie. Dodatkowym zagrożeniem były śmieci gromadzące się w pustej przestrzeni pod ławkami trybuny. Mecz z Lincoln City miał być ostatnim który można było podziwiać z przestarzałej konstrukcji. Po zakończeniu sezonu zastąpić ją miała stalowo – betonowa budowla godna klubowych ambicji.

            Spotkanie toczyło się w sennej atmosferze, piłkarze Bradford byli już pewni awansu, Lincoln City – utrzymania. Na trybunach atmosfera święta, kibice celebrujący sukces, którego kilka miesięcy temu żaden mieszkaniec miasta się nie spodziewał. W 40 minucie meczu spomiędzy ławek na Trybunie Głównej zaczął wydobywać się dym. Obecni na stadionie policjanci szybko nakazali kibicom zasiadającym w tej części obiektu opuszczenie swoich miejsc i udanie się w kierunku bramy wyjściowej. John, tata Martina widząc rozpoczynającą się ewakuację nakazał swoim synom ruszyć do wyjścia, a sam został z tyłu by pomóc dziadkowi Martina, Eddiemu. Martin wspiął się po schodach pod dach trybuny, a następnie wąskim korytarzem prowadzącym wzdłuż całej konstrukcji w kierunku kołowrotków, jedynej drogi ewakuacyjnej nie zamkniętej na kłódkę. Korytarz momentalnie wypełnił się kibicami, jednak tłum praktycznie się nie poruszał. Martin zapamiętał, że ludzie uwięzieni w korytarzu byli nadzwyczaj spokojni, wciąż mógł słyszeć dodające otuchy słowa ojca, który znajdował się kilka metrów za nim. W tym czasie płonął już pokryty smołą dach, czarny toksyczny dym zaczął wypełniać korytarz. Kibice w panice ruszyli w kierunku jedynego wyjścia na końcu trybuny, za nimi pojawiła się ściana ognia, który odciął także wszystkie wejścia prowadządzące do miejsc siedzących i murawy. Otulony dymem Martin zaczął tracić przytomność. Przed sobą zobaczył jakąś postać – prawdopodobnie jednego z policjantów pilnujących porządku na stadionie – która powiedziała: „biegnij do murawy chłopcze”. Półprzytomny Martin opuścił korytarz i ruszył schodami w dół, w kierunku boiska. Drogę zagrodził mu pchany porywistym, wiejącym w zdłuż trybuny wiatrem ogień, pochłaniający w straszliwym tempie drewniane ławki. Chłopak ruszył na oślep w ścianę ognia i jakimś cudem dotarł do murka otaczajacego płytę stadonu. Kurtka, którą miał na sobie płonęła pokryta spadającą z dachu topiącą się smołą. Płonęła także jego czapka i szal. Ktoś pomógł mu przejść przez murek, ktoś inny przewrócił go na ziemię i przekulał po trawie, by ugasić płonące ubrania. Martin wraz z tysiącami innych kibiców był bezpieczny na murawie. Z przerażeniem obserwował jak ogień pożera drewnianą konstrukcję, która jeszcze 3 – 4 minuty wcześniej wypełniona była prawie trzema tysiącami ludzi. 

            Niemal wszyscy, którzy wraz z Martinem uwięzieni byli w wąskim korytarzu na tyłach trybuny zginęli. Ciała 19 osób znaleziono przy wejściowych kołowrotkach, kolejne 18 osób straciło życie pomiędzy kołowrotkami i najbliższym wyjściem prowadzącym na ulicę. 6 fanów dym zabił tuż po tym, jak udało im się przekroczyć bramę wyjściową. W sumie 11 maja 1985 roku na Valley Parade życie straciło 56 kibiców, a kilkuset poparzonych i zatrutych dwutlenkiem węgla trafiło do szpitali. Zginęli także ojciec, brat, wujek i dziadek Martina.

            W wyniku śledztwa przeprowadzonego po pożarze ustalono, że prawdopodobnie niedopałek papierosa, bądź upuszczona przez któregoś z kibiców zapałka spodowała zapalenie się śmieci wypełniających przestrzeń pomiędzy podłogą trybuny a gruntem na którym stała. Chociaż teoretycznie śmieci te usuwane były po zakończeniu każdego sezonu, to pośród zgliszcz znaleziono m.in. egzemplarz lokalnej gazety z 4 listopada 1968 roku, czy też puste opakowanie po orzechach za 6 pensów z przed denominacji w 1971 roku. Choć zarówno klub jak i władze miasta były ostrzegane o zagrożeniu pożarowym na stadionie, ryzyko zaprószenia ognia uznawane było za niewielkie, a ostrzeżenia zignorowano. W toku śledztwa ustalono także, że część wyjść ewakuacyjnych zamknięto na kłódkę, aby uniemożliwić kibicom wchodzenie na stadion bez biletów oraz, że liczba porządkowych zabezpieczających mecz była niedostateczna. Valley Parade okazał się być budowanym przez lata pomnikiem zaniedbań, tykającą bombą, która potrzebowała niewielkiej iskry, by eksplodować.

            15 kwietnia 1989 roku na stadionie Hillsborough w Sheffield w meczu półfinałowym Pucharu Anglii spotkały się drużyny FC Liverpool i Nottingham Forest. Z powodu zaniedbań i nieprofesjonalnych działań kierujących zabezpieczeniem meczu policjantów, na trybunie Leppings Lane End, na której zasiadali fani Liverpoolu doszło do przepełnienia jednego z sektorów, w wyniku którego zginęło 96 osób. Pośród kibiców Forest zasiadających na trybunach był także szesnastoletni Martin Fletcher, który okrutnym zrządzeniem losu stał się jedynym naocznym świadkiem dwóch największych tragedii w dziejach angielskiej piłki nożnej. Przerażony obserwował, jak fani The Reds tracili życie, ponieważ wysoki płot odgradzający ich od murawy uniemożliwiał wydostanie się ze śmiertelnej pułapki Leppings Lane. Choć o  tego typu wydarzeniach mówi się zwykle, że nie poszły na marne, że dzięki nim dzisiejsze stadiony są bezpieczne, a angielska piłka kwitnie jak nigdy do tej pory, Martin nigdy nie mógł zrozumieć dlaczego z pożaru w Bradford nie wyciągnięto odpowiednich wniosków. Przecież gdyby drewniana trybuna na Valley Parade była, tak jak w Sheffield, odgrodzona od murawy płotem, to tragedia w Bradford pochłonęłaby prawdopodobnie tysiące istnień ludzkich. Gdyby, tak jak w Bradford, kibiców na Hillsborough od murawy oddzielał jedynie niewysoki murek, prawdopodobnie udałoby się uniknąć zdecydowanej większości ofiar. 



            Blaczego po tragedii w Bradford nie wskazano ludzi odpowiedzialnych za zaniedbania i nie pociągnięto ich do odpowiedzialności? Dlaczego 24 lata po Hillsborough rodziny ofiar wciąż muszą domagać się sprawiedliwości? Przecież po wydarzeniach na Heysel belgowie szybko znaleźli i ukarali winnych. Jeżeli zaniedbania prowadzące do śmierci kibiców w Bradford uszły odpowiedzialnym za nie płazem, to nic dziwnego, że na Hillsborough dopuszczono do rozegrania meczu, pomimo faktu, że stadion nie spełniał podstawowych wymogów bezpieczeństwa. Przecież nie jest możliwe, żeby tylko Martin Fletcher zdawał sobie sprawę z tego, że brak płotu na Valley Parade uratował mu życie.

wtorek, 15 stycznia 2013

1/8 finału FA Trophy: King's Lynn Town FC - Southport FC




W ubiegłą sobotę powróciłem na stadion, na którym kilka lat temu zobaczyłem swój pierwszy mecz angielskiej piłki nożnej. W sezonie 2006/7 drużyna King’s Lynn FC sprawiła w przedbiegach Pucharu Anglii kilka niespodzianek i doszła aż do 2 rundy, gdzie będąc najniżej rozstawioną w tej fazie rozgrywek stanęła naprzeciw trzecioligowego Oldham Atletic. Tamten mecz rozegrany w King’s Lynn na stadionie The Walks (The Walks to nazwa dużego parku w centrum miasta w którym znajduje się stadion) przyciągnął uwagę nie tylko wszystkich mieszkańców miasta ale i całej Anglii. Cała populacjia portowego miasteczka dopingowala swój klub, w oknie każdego sklepu można było zobaczyć plakaty wspierające piłkarzy The Linnets, na ulicach nagle pojawili się ludzie w klubowych koszulkach i szalikach. Słowem jedno z największych sportowych wydarzeń w historii King’s Lynn. Władze telewizji Sky Sports podjęły decyzję o transmitowaniu spotkania na żywo, na stadionie zamontowano specjalne platformy dla kamerzystów, a na wysięgnikach rozstawionych wokół murawy zainstalowano dodatkowe oświetlenie zapewniające odpowiednie warunki do zrealizowania wieczornej transmisji telewizyjnej. Walka na boisku była zacięta, jednak moja obecność nie przyniosła lokalnemu klubowi szczęścia. The Linnets na oczach około 5000 fanów ulegli Oldham Athletic 0:2.
 
King’s Lynn FC był zresztą (piszę był, ponieważ klub został zlikwidowany pod koniec 2009 roku – ale o tym za chwilę) jednym z najlepszych klubów w dziejach Pucharu Anglii. Mieli najlepszy stosunek meczy wygranych do rozegranych w historii rozgrywek, a także zajmowali miejsce w pierwszej dziesiątce klubów, które w Pucharze Anglii strzeliły najwięcej bramek. Większość zwycięstw i bramek piłkarze The Linnets zaliczyli oczywiście w rundach wstępnych, ale rekord ten jest mimo wszystko imponujący. King’s Lynn FC nigdy nie zagrało powyżej 3 rundy Pucharu Anglii (6 stycznia 1962 roku w swoim jedynym występie w trzeciej rundzie piłkarze The Linnets ulegli na wyjeździe Evertonowi  4:0), ale to właśnie z tymi rozgrywkami związane są najlepsze momenty w historii klubu. Mecz na Goodison Park na oczach ponad 40000 kibiców, czy ten w pierwszej rundzie w sezonie 1951/52, kiedy to na The Walks przyjechało Exeter Town. The Linnets ulegli 1:2, a spotkanie obserwowało rekordowe  12931 fanów (nie mam pojęcia jak The Walks mogło pomieścić taką liczbę kibiców). Także mecz z Oldham można z powodzeniem zaliczyć do najważniejszych wydarzeń w historii The Linnets. 

Pisząc o futbolu w King’s Lynn nie można nie wymienić nazwiska Micka Wright’a, piłkarza, który w barwach jednej drużyny - The Linnets - rozegrał w latach 60-tych i 70-tych 1152 spotkania we wszystkich rozgrywkach, co jest absolutnym rekordem brytyjskiej piłki nożnej.

Jak już wspomniałem wcześniej King’s Lynn FC zbankrutował w 2009 roku. Ponieważ piłka nożna nie znosi pustki, w miejsce zlikwidowanego klubu powstał nowy – King’s Lynn Town FC - kontynuujący tradycje istniejącego od 1879 roku poprzednika. Nowy klub przystąpił w sezonie 2010-11 do rozgrywek United Counties Football League (dziewiąta liga) i już w pierwszym sezonie wywalczył awans do Evo-Stick Division One South. Pierwszy sezon nowopowstałego klubu był zresztą dość udany. Piłkarze The Linnets doszli do półfinału FA Vase (już przygotowywałem się na swoją pierwszą wizytę na Wembley), a także zagrali w finale Norfolk Senior Cup. W tym sezonie radzą sobię również nieźle – aktualnie zajmują w ligowej tabeli czwarte, premiowane ewentualnym udziałem w play-off miejsce.


 
Stadion The Walks nie powala może na kolana, ale jeśli weźmiemy pod uwagę na jakim poziomie ligowym walczy miejscowy klub, nie prezentuje się wcale źle. Główna, otwarta przez Arthura Drewry (ówczesnego prezydenta FIFA i FA) w sierpniu 1956 roku trybuna może pomieścić około 2000 kibiców, z czego 1200 na miejscach siedzących. Po przeciwnej stronie boiska znajduje się trybuna betonowa kryta dachem z blachy falistej, która w momencie otwarcia w 1955 roku mogła pomieścić 4000 widzów. Dodatkowo za obydwiema bramkami zbudowano betonowe, odkryte konstrukcje mogące pomieścić dalszych kilkuset fanów. Dziś maksymalną, ograniczoną przepisami bezpieczeństwa liczbą kibiców mogących na żywo podziwiać The Linnets jest 5733. Na stadionie zamontowano także sztuczne oświetlenie, którego po raz pierwszy użyto 25 sierpnia 1963 roku, kiedy to King’s Lynn podejmowało Cambridge City. Nie był to jednak pierwszy mecz rozegrany na The Walks przy sztucznym świetle. Po raz pierwszy światło elektryczne  rozjaśniło stadion podczas lokalnego derby z Wisbech. Data tego spotkania to, uwaga, uwaga: 15 sierpnia 1893 roku.

Same rozgrywki o FA Trophy z całą pewnością nie są najbardziej prestiżowe na Wyspach (występują w nich drużyny National League, na codzień grające w regionalnych ligach, które w angielskim systemie ligowym zajmują poziomy od 5 do 8), ale mecz 1/8 finału przeciw Southport był w Lynn dość dużym wydarzeniem. Po pierwsze dlatego, że miejscowi kibice spragnieni są piłki na poziomie wyższym, niż ten oferowany przez King’s Lynn Town FC (wielu mieszkańców miasta jest posiadaczami karnetów na Norwich City), a po drugie zadziałała tu tak zwana „magia pucharów” – wszak miejscowy klub grający na codzień w ósmej lidze podejmował drużynę Blue Square Premiere, piątej ligi, mogącą wciąż powalczyć w tym sezonie o awans do Football League. Spotkanie przyciągnęło w to dość mroźne sobotnie popołudnie aż 1493 widzów, którzy obejrzeli interesujące widowisko. Miejscowa drużyna nieoczekiwanie przeważała, strzeliła nawet pierwszego, nieuznanego przez sędziego, który nie zauważył, że piłka przekroczyła linię bramkową, gola, ale nie dała rady faworyzowanemu przeciwnikowi. Kolejna moja wizyta na The Walks i kolejne 0:2 dla gości. Jeżeli The Linnets zaliczą niezłą serię w pucharch w przyszłym sezonie, to pewnie znów zdecyduję się zobaczyć ich na żywo. Jak to mówią: do trzech razy sztuka.
















sobota, 5 stycznia 2013

Dzień w którym zamarzł Puchar Anglii



            Zima na przełomie 1962 i 63 roku była najmroźniejszą na Wyspach od połowy XVIII wieku. Potężne jak na brytyjskie warunki opady śniegu, pięciometrowe zaspy, sztormy, huraganowe wiatry i temperatury spadające poniżej -20 stopni Celsjusza sparaliżowały Anglię, Szkocję i Walię. Zerwane linie wysokiego napięcia, zamknięte drogi, zamarznięte rzeki i jeziora. Morze zamarzające nawet półtorej kilometra od lądu i pokrywa lodowa na Tamizie tak gruba, że urządzono na niej rajd samochodowy. Ceny świeżej żywności rosnące w zastraszającym tempie, pękające rury wodociągowe. Pogoda na którą nikt na Wyspach przygotowany być nie mógł.

            W tych warunkach ucierpiały oczywiście także wszelkie dyscypliny sportowe. Wstrzymane zostały rozgrywki ligi rugby, pomiędzy grudniem i marcem odwołano wszystkie 94 zawody wyścigów konnych. Ucierpiała też piłka nożna. Zamarznięte boiska, odwołane mecze, paraliż rozgrywek zarówno ligowych jak i pucharowych.

            Z zaplanowanych na 5 stycznia 32 meczy trzeciej rundy Pucharu Anglii sezonu 1962/63 w terminie rozegrano tylko 3. Pozostałe 29 spotkań przekładono łącznie 261 razy (mecz pomędzy Lincoln City i Coventry City odwołano rekordowe 15 razy). Aż 66 dni potrzeba było aby rozegrać wszystkie mecze trzeciej rundy.

            Kluby pozbawione wpływów z biletów, ich głównego źródła utrzymania, podejmowały desperackie kroki mające na celu rozmrożenie boisk. W czasach gdy podgrzewane płyty boiska byly rzadkością, a sztuka utrzymania murawy raczkowała, próby doprowadzenia boisk piłkarskich do stanu używalności były przeważnie dość prymitywne. Pługi śnieżne, potężne dmuchawy, granulkowane rozmrażacze, a nawet ogień – zdesperowani właściciele klubów gotowi byli spróbować wszystkiego. W Norwich próbowano rozmrozić murawę przy Carrow Road za pomocą wojskowych miotaczy ognia, ta jednak zamieniła się w błoto, a następnie szybko zamarzła. Wrexham pokryło swoje boisko grubą warstwą piachu i rozgrywało mecze przypominające bardziej piłkę plażową.Więcej szczęścia miało Leicester City, które przed sezonem położyło na stadionie nową murawę. Mieszanka nawozów sztucznych i środków chwastobójczych weszła w reakcję chemiczną, produkując dość dużo ciepła. To plus kilkadziesiąt beczek po oleju napełnionych płonącym koksem pozwoliło drużynie z Leicester rozegrać większość meczy w terminie. Inne kluby poległy w nierównej walce. W Halifax boisko zamieniono w lodowisko, a następnie pobierano opłaty za korzystanie z niego. Wiele klubów postanowiło opuścić niegościnną ojczyznę by móc w przyzwoitych warunkach rozegrać choćby kilka sparingów. Drużyna Chelsea poleciała na Maltę. Kilka sparingów i gier kontrolnych poprawiło piłkarzom humory. Te szybko się jednak zepsuły, kiedy powrót na Wyspy okazał się niemożliwy z powodu zamkniętych lotnisk. Inne kluby, jak Manchester United, Wolverhampton, czy Coventry postanowiły pozostać bliżej domów i udały się do wyjątkowo ciepłej tamtej zimy Irlandii.
 
Stamford Bridge
            Różnych sposobów walki z zamarzniętymi boiskami imali się również zawodnicy. Przed meczem z Ipswich Town Gordon Banks, bramkarz Leicester City, świadomy tego, że część boiska znajdująca się w cieniu jednej z trybun zaczęła zamarzać ubrał przed meczem dwa różne buty z różnymi rodzajami korków. Miękkimi na pokrytą błotem część murawy i twardymi gumowymi, z wystającymi z nich główkami gwoździ na połowę zamarzniętą. Dwa buty do pary włożył pod pachę, poczekał na losowanie stron boiska, następnie założył drugi but pasujący do panujących w wylosowanej bramce warunków. W przerwie zmienił oczywiście obydwa buty.

            Ograniczone do treningów kluby popadały w tarapaty finansowe. Niemożliwość rozgrywania meczy na własnych stadionach (Blackpool na przykład nie rozegrało w roli gospodarza żadnego meczu między 15 grudnia i 2 marca) pozbawiała prezesów głównego źródła dochodów. Środków do życia brakowało też tym piłkarzom, których zarobki uzależnione były od premii meczowych. W tej sytuacji Angielski Związek Piłki Nożnej postanowił udzielić potrzebującym klubom nieoprocentowanych pożyczek. Widmo bankructwa zaglądało w oczy również firmom bukmacherskim, które z powodu paraliżu rozgrywek każdego tygodnia traciły miliony klientów. Zdesperowani bukmacherzy powołali specjalną, składającą się z ludzi futbolu, dziennikarzy, a nawet polityków komisję, która, począwszy od 26 stycznia 1963 roku aż do połowy marca, kiedy to rozgrywki zaczęły powoli wracać do terminarza, przewidywała wyniki meczy, a następnie podawała je do publicznej wiadomości.

St Andrew's w Birmingham
            Trzecia runda Pucharu Anglii sezonu 1962-63 zakonczyła się ostatecznie 11 marca 1963 roku meczem na Ayresome Park, w którym Middlesbrough pokonało Blackburn Rovers 3:1. Trwała rekordowe 66 dni. Sensacją rozgrywek o najstarsze piłkarskie trofum Świata stali się piłkarze Leicester City, którzy tak dobrze opanowali grę na zamarzniętych boiskach, że po wygraniu dziewięciu kolejnych meczy ligowych i pucharowych ochrzczeni zostali „Królami Lodu”. Boiska angielskie odtajały jednak w połowie marca i „Królowie” tuż przed finałem na Wembley przegrali kolejne cztery mecze ligowe. 25 maja 1963 roku, dwa tygodnie później niż pierwotnie zaplanowano piłkarze Leicester wybiegli na idealnie przygotowaną murawę Wembley. Naprzeciwko nich stanęli zawodnicy Manchesteru United. Miękka zielona płyta boiska wyraźnie nie służyła „Królom Lodu”, którzy ulegli „Czerwonym Diabłom” Matta Busby’ego. Sezon, w którym angielska piłka stanęła przed jednym z największyych wyzwań w swojej historii dobiegł końca.