piątek, 1 marca 2013

Barnet FC - Rochdale AFC (23.02.2013)



Na wycieczkę do Barnet w ubiegłą sobotę wybrałem się z dwóch powodów. Pierwszym jest osoba grającego menadżera „Pszczół”, piłkarza, który w przeszłości reprezentował barwy najsłynniejszych klubów Europy (oraz Tottenhamu), zwycięzcy Ligi Mistrzów, zdobywcy Pucharu UEFA trzykrotnego Mistrza Holandii, który uzbierał także trzy Scudetta, 74 – krotnego reprezentanta Kraju Tulipanów, jednego z najbardziej rozpoznawalnych piłkarzy przełomu wieków, Edgara Davidsa. O drugim powodzie za chwilę.

Tak jest. „Pitbull” (przydomek nadany piłkarzowi przez Luisa Van Gaala) pojawił sie na stadionie Underhill w październiku ubiegłego roku i zaoferował swoje usługi. Za darmo. No prawie za darmo. Blisko 40 – letniemu holendrowi marzy się kariera menadżerska, a ponieważ mieszka w północnym Londynie i Barnet jest jego „lokalnym” klubem, zgodził się reprezentować barwy „Pszczół” w zamian za stanowisko asystenta menadżera. Został więc prawą ręką Marka Robsona. Davids, mimo swoich lat, stał się z miejsca liderem drużyny, która przed jego przybyciem zdołała uciułać zaledwie trzy punkty w jedenastu ligowych meczach. W swoim boiskowym debiucie, z kapitańską opaską na ramieniu poprowadził „Pszczoły” do czterobramkowego zwycięstwa nad Northampton Town. Wraz z jego przybyciem wyniki Barnet zaczęły się poprawiać. W okresie świątecznym drużyna „Pitbulla” zebrała siedem punktów w trzech spotkaniach, notując między innymi wyjazdowe zwycięstwo nad liderem z Gillingham i oderwała się od dna tabeli. Władze klubu dopatrując się w poprawie rezultatów magicznego „efektu Davidsa” zwolniły Robsona i oddały prowadzenie drużyny w ręce holenderskiej gwiazdy. Na tydzień przed sobotnim meczem z Rochdale, Barnet zdołało wywieźć komplet punktów z Yorku i po raz pierwszy w tym sezonie opuściło strefę spadkową. Edgar Davids swój pierwszy menadżerski sukces – czyli utrzymanie Barnet w Football League – ma na wyciągnięcie ręki.

Barnet FC jest niewielkim klubikiem z północnego Londynu powstałym w 1888 roku. Aż do lat sześćdziesiątych „Pszczoły” były klubem amatorskim, występującym w lokalnych ligach stolicy, głównie w Athenian League, siedmiokrotnie sięgając po tytuł mistrzowski w tych rozgrywkach. Do grona klubów Football League udało się wstąpić w 1991 roku, kiedy to Barnet wygrało Football Conference. Prowadzona przez menadżera Barry’ego Fry drużyna jeszcze w Conference zapracowała sobie na opinię grającej szybki, otwarty i ofensywny futbol, co tylko potwierdziło się w pierwszych meczach sezonu 1991/92 (porażka 4:7 z Crewe Alexandra, po której Barnet zanotowało remis 5:5 z Brentford). Fry, z całą pewnością postać nietuzinkowa, słynął z szalonych ruchów transferowych i niesamowitej aktywności w handlu piłkarzami (kiedy pracował w Birmingham kibice dowcipkowali, że Fry próbuje w pojedynkę rozwiązać problem bezrobocia w Anglii). Podobno za jego rządów w Barnet klub zarobił na transferach około 2 milionów funtów. Menadżer „Pszczół” znany był także ze swojego poświęcenia dla piłki. Były junior Manchesteru United, któremu Busby wróżył karierę równą tej Jimmy Greaves’a, nie zrobił wielkiej furory jako piłkarz. Młody Fry za bardzo kochał dobrą zabawę, nocne kluby i hazard. Jako menadżer trafił do Barnet w 1978 roku (gdzie, paradoksalnie, został menadżerem Jimmy Graeves’a). Świetnie odnajdywał się w nowej roli, poświęcając jej cały swój czas i energię. Aby ratować klub z północnego Londynu zaciągnął nawet kredyt pod zastaw swojego domu. Innym razem dostał zawału serca pchając klubowy autobus. Kilka dni później na własne życzenie opuścił szpital, by z ławki trenerskiej poprowadzić swoją drużynę w ważnym spotkaniu ligowym. Jeszcze inna opowieść głosi, że kiedyś w środku nocy mieszkańców sąsiadujących z Underhill domów obudził silnik kosiarki, za pomocą której Fry przygotowywał przed meczem murawę. W Barnet wszyscy byli świadomi napięć na linii menadżer – właściciel klubu, którym w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych był niejaki Stan Flashman, znany jako „król koników biletowych Londynu”. Podobno Flashman w trakcie swojej współpracy z Fry’em zwalniał go aż 37 razy. Fry ignorował swojego pracodawcę i na drugi dzień jak gdyby nigdy nic pojawiał się w pracy. W sezonie 1992/93 zupełnie nieoczekiwanie i pomimo kłopotów pozaboiskowych (klub z Barnet „implodował” w wyniku nietrafionych inwestycji i finansowych machlojek Flashmana, Barry Fry odszedł do Southend na kilka kolejek przed końcem rozgrywek) „Pszczoły” awansowały do trzeciej ligi.  Jedyny trzecioligowy sezon w historii klubu był jednak katastrofą. Nie mogło być inaczej, skoro Barnet przystąpiło do rozgrywek z zaledwie trzema seniorami w składzie. Uzupełniona przypadkowymi zawodnikami drużyna nie była wstanie nawiązać walki o utrzymanie, przegrała pierwsze dziesięć spotkań ligowych i szybko wróciła do czwartej ligi. Od tamtej pory Barnet balansuje pomiędzy Football League Two i Conference.

Pojawiłem się na stadionie i z niecierpliwością oczekiwałem na oficjalną informację dotyczącą składu „Pszczół”. Czy Davids – menadżer zdecyduje się dziś skorzystać z usług Davidsa – piłkarza? Tak!!! Spiker odczytał nazwiska zawodników, którzy mieli rozpocząć spotkanie, wśród nich także to Edgara Davidsa. I oto na boisko w bursztynowo – czarnych barwach, z opaską kapitańską na ramieniu, wybiegł były zawodnik Ajaxu Amsterdam, Milanu, Juventusu, Barcelony, Interu i Tottenhamu. Mogłem na własne oczy zobaczyć znane mi do tej pory tylko z telewizji charakterystyczne dready, okulary chroniące oczy (Davids cerpi na jaskrę) uzupełnione dodatkowo białymi sluchawkami umożliwiającymi komunikację z ławką rezerwowych.

Kapitanowie obydwu drużyn podeszli do sędziego, który podrzucił w górę monetę. Już za chwilę jeden ze skipperów zdecyduje, na którą bramkę on i jego koledzy będą nacierać w pierwszej połowie. Muszę powiedzieć, że nigdy przedtem nie obserwowałem zawodników dokonujących wyboru z takim zainteresowaniem, jak tym razem. I wybrali. Przez pierwsze czterdzieści pięć minut to drużyna Davidsa będzie grać....  pod górkę. I tu dochodzimy do drugiego powodu mojej wizyty w Barnet. Otóż murawa na Underhill jest pochyła. Mało tego: jest najbardziej nachyloną w całej Football League. Tak jest, przyjechałem do Barnet zobaczyć jak legendarny Edgar Davids kopie piłkę po pochyłym boisku.

Choć klub Barnet FC powstał w 1888 roku, to na Underhill jego piłkarze wprowadzili się dopiero w roku 1907. Jak podaje historyk zajmujący się brytyjskimi stadionami Simon Inglis, pierwsze kilka meczów „Pszczoły” musiały rozegrać na przylegającym do stadionu piłkarskiego boisku krykietowym. Powód? Choć nie bardzo umiem to sobie wyobrazić, na zboczu wzgórza w miejscu, w którym teraz znajduje się futbolowa arena, był niegdyś niewielki staw (pochyły?), który po zasypaniu zaczął się zapadać i trzeba było go kilkakrotnie wyrównywać. W 1946 roku z Underhill przeprowadzono pierwszą w historii angielskiej telewizji transmisję piłkarskiego spotkania. Widzowie BBC mogli na ekranach swych teleodbiorników obejrzeć  na żywo mecz pomiędzy Barnet i Wealdstone. Nie zobaczyli niestety ostatnich 10 minut spotkania, ponieważ zapadające ciemności uniemożliwiły doprowadzenie transmisji do końca. Stadion w obecnym kształcie stoi tu od lat szećdziesiątych, kiedy to zbudowano wszystkie, poza południową, trybuny, a także zamontowano oświetlenie. Trybuna południowa otwarta została w 2008 roku, choć przez kolejne kilka lat wciąż prowadzono na niej prace wykończeniowe. Od północy stadion sąsiaduje z ogródkami domów znajdujących się przy Westcombe Drive. Siatka rozpięta za bramką zapobiega ewentualnym wysokim rachunkom za usługi szklarskie wystawianym klubowi przez mieszkańców, którzy z zacisza swoich domostw mogą oglądać to, co dzieje się na murawie (szczerze mówiąc w sobotę nie zauważyłem w oknach ani jednej twarzy). Z obiektu w Barnet korzysta także druzyna rezerw Arsenalu, za niewielki pieniądze można tu podejrzeć przyszłe gwiazdy Kanonierów. Patrząc na Underhill trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to stadion przestarzały i raczej nie nadający się do rozbudowy.  Z pięcioma różnymi dachami osłaniającymi fragmenty trybun i budkami w których można dostać  zimnego burgera i gorącą kawę, sprawiał wrażenie pozbijanego z przypadkowych elementów i przypominał mi nieco centrum ogrodnicze, króre odwiedziłem w zeszłym tygodniu w poszukiwaniu szopki do ogródka. Nachylenie murawy jest całkiem spore. Ponieważ dach trybuny wschodniej, ciagnącej się wzdłuż całej długości boiska, „trzyma poziom”, można użyć go jako odnośnika przy ocenie nachylenia. Na moje „oko” murawa Underhill opada w kierunku południowym o mniej więcej 1,5 – 2 metry.  Władze klubu od wielu lat poszukiwały alternatywnej areny i w końcu udało się ją znaleźć. A w zasadzie zbudować. Nowy stadion powstający na terenie ośrodka treningowego Barnet FC, nazwanego złowieszczo „The Hive” (czyli „Ul”), powinien być gotowy w kwietniu tego roku. Sezon 2012/13 jest ostatnim, jaki „Pszczoły” rozgrywają na Underhill, więc jeżeli chcecie zobaczyć ten stadion, musicie się pospieszyć.

No więc drużyna gospodarzy rozpoczęła mecz grając „pod górkę” i w pierwszej połowie nieznacznie przeważała. Odniosłem wrażenie, że zawodnicy z Rochdale, przyzwyczajeni do kopania piłki na murawach poziomych mieli problemy z długimi podaniami kierowanymi do napastników. Po większości tego typu zagrań futbolówka lądowała na aucie. Piłkarze Barnet z kolei swobodniej rozgrywali swoje akcje, tak jakby nachylona murawa ułatwiała im kontrolowanie piłki. Grający za napastnikami Edgar Davids nie miał łatwego życia. Kiedy tylko dostawał piłkę, od razu doskakiwało do niego dwóch zawodników Rochdale. Co prawda nie dawał sobie odbierać futbolówki, ale o jakichś spektakularnych zagraniach nie mogło być mowy. Jednak kiedy miał wokół siebie kilka metrów wolnej przestrzeni, stawał się groźny. Dokładne podania, długie crossy, od razu widać było, że pomimo swoich lat wciąż jest klasowym zawodnikiem. Znane nazwisko robi jednak swoje i piłkarze gości starali się uprzykrzyć mu życie, jak tylko mogli. Co innego w obronie. Tu Davids był tym samym piłkarzem, którego pamiętam z telewizji. Nieustannie biegającym za piłką, walczącym o każdy metr boiska, ciężko pracującym przez całe 90 minut. Jako kapitan i przede wszystkim menadżer drużyny starał się kierować swoimi kolegami, widać było, że potrafi też „opieprzyć” podwładnego nie wypełniającego taktycznych założeń. Choć Barnet przeważało, to Rochdale stworzyło sobie najlepszą sytuację do strzelenia bramki w pierwszej połowie. Jason Kennedy uderzył z kilkunastu metrów na bramkę gospodarzy, jednak trafił wprost w ręce bramkarza Grahama Stacka. Druga połowa była już bardziej wyrównana, jednak żadna z drużyn nie zdołała strzelić zwycięskiego gola. Niewiele zabrakło Andy Yiadom’owi, pomocnikowi Barnet, po strzale którego piłka odbiła się od poprzeczki. Dobitka Craiga Beattie (tak, byłego zawodnika m.in. Celticu Glasgow, WBA i Swansea, 7 – krotnego reprezentanta Szkocji) była minimalnie niecelna.

Po tym spotkaniu „Pszczoły” spadły na 22 pozycję w lidze, z jednym punktem przewagi nad strefą spadkową. Trzy dni później drużyna Barnet pokonała na własnym boisku Southend (Edgar Davids strzelił jedną z bramek, swoją pierwszą dla klubu. Jak zwykle wybrałem niewłaściwy mecz). Drużyna Edgara Davidsa będzie prawdopodobnie walczyć o utrzymanie w Football League do ostatniej kolejki. Dla jej fanów to żadna nowość. W 2010 roku Barnet zakończyło sezon na 21 miejscu, utrzymując się dzięki bramce zdobytej w doliczonym czasie gry ostatniego meczu w sezonie. Zanim w finałowej kolejce pokonali Rochdale, pilkarze Barnet przegrali sześć kolejnych spotkań. W 2011 roku „Pszczoły” skończyły na 22 miejscu, decydujące o pozostaniu w Football League trzy punkty, dzięki ktorym przeskoczyły Lincoln City, zdobywając ponownie w ostatniej kolejce (tym razem w meczu z Port Vale). Sezon 2011/12 nie był wiele lepszy. Do ostatnich dwóch meczów sezonu Barnet przystępowało z jednym zwycięstwem w siedemnastu spotkaniach. I tym razem druzyna z północnego Londynu zdołała się utrzymać. Dwa zwycięstwa w ostatnich dwóch kolejkach wystarczyły do zajęcia 22 pozycji z przewagą dwóch punktów nad relegowanym Hereford United. Jeżeli Edgar Davids zapewni „Pszczołom” status członka Football League wcześniej, niż w ostatnim meczu, prawdopodobnie stanie się jedną z klubowych legend.