Na wycieczkę do
Barnet w ubiegłą sobotę wybrałem się z dwóch powodów. Pierwszym jest osoba
grającego menadżera „Pszczół”, piłkarza, który w przeszłości reprezentował
barwy najsłynniejszych klubów Europy (oraz Tottenhamu), zwycięzcy Ligi
Mistrzów, zdobywcy Pucharu UEFA trzykrotnego Mistrza Holandii, który uzbierał
także trzy Scudetta, 74 – krotnego reprezentanta Kraju Tulipanów, jednego z
najbardziej rozpoznawalnych piłkarzy przełomu wieków, Edgara Davidsa. O drugim
powodzie za chwilę.
Tak jest. „Pitbull”
(przydomek nadany piłkarzowi przez Luisa Van Gaala) pojawił sie na stadionie
Underhill w październiku ubiegłego roku i zaoferował swoje usługi. Za darmo. No
prawie za darmo. Blisko 40 – letniemu holendrowi marzy się kariera menadżerska,
a ponieważ mieszka w północnym Londynie i Barnet jest jego „lokalnym” klubem, zgodził
się reprezentować barwy „Pszczół” w zamian za stanowisko asystenta menadżera.
Został więc prawą ręką Marka Robsona. Davids, mimo swoich lat, stał się z
miejsca liderem drużyny, która przed jego przybyciem zdołała uciułać zaledwie
trzy punkty w jedenastu ligowych meczach. W swoim boiskowym debiucie, z
kapitańską opaską na ramieniu poprowadził „Pszczoły” do czterobramkowego zwycięstwa
nad Northampton Town. Wraz z jego przybyciem wyniki Barnet zaczęły się
poprawiać. W okresie świątecznym drużyna „Pitbulla” zebrała siedem punktów w
trzech spotkaniach, notując między innymi wyjazdowe zwycięstwo nad liderem z
Gillingham i oderwała się od dna tabeli. Władze klubu dopatrując się w poprawie
rezultatów magicznego „efektu Davidsa” zwolniły Robsona i oddały prowadzenie
drużyny w ręce holenderskiej gwiazdy. Na tydzień przed sobotnim meczem z
Rochdale, Barnet zdołało wywieźć komplet punktów z Yorku i po raz pierwszy w
tym sezonie opuściło strefę spadkową. Edgar Davids swój pierwszy menadżerski
sukces – czyli utrzymanie Barnet w Football League – ma na wyciągnięcie ręki.
Barnet FC jest
niewielkim klubikiem z północnego Londynu powstałym w 1888 roku. Aż do lat
sześćdziesiątych „Pszczoły” były klubem amatorskim, występującym w lokalnych
ligach stolicy, głównie w Athenian League, siedmiokrotnie sięgając po tytuł
mistrzowski w tych rozgrywkach. Do grona klubów Football League udało się
wstąpić w 1991 roku, kiedy to Barnet wygrało Football Conference. Prowadzona
przez menadżera Barry’ego Fry drużyna jeszcze w Conference zapracowała sobie na
opinię grającej szybki, otwarty i ofensywny futbol, co tylko potwierdziło się w
pierwszych meczach sezonu 1991/92 (porażka 4:7 z Crewe Alexandra, po której
Barnet zanotowało remis 5:5 z Brentford). Fry, z całą pewnością postać
nietuzinkowa, słynął z szalonych ruchów transferowych i niesamowitej aktywności
w handlu piłkarzami (kiedy pracował w Birmingham kibice dowcipkowali, że Fry
próbuje w pojedynkę rozwiązać problem bezrobocia w Anglii). Podobno za jego
rządów w Barnet klub zarobił na transferach około 2 milionów funtów. Menadżer
„Pszczół” znany był także ze swojego poświęcenia dla piłki. Były junior
Manchesteru United, któremu Busby wróżył karierę równą tej Jimmy Greaves’a, nie
zrobił wielkiej furory jako piłkarz. Młody Fry za bardzo kochał dobrą zabawę, nocne
kluby i hazard. Jako menadżer trafił do Barnet w 1978 roku (gdzie,
paradoksalnie, został menadżerem Jimmy Graeves’a). Świetnie odnajdywał się w
nowej roli, poświęcając jej cały swój czas i energię. Aby ratować klub z
północnego Londynu zaciągnął nawet kredyt pod zastaw swojego domu. Innym razem
dostał zawału serca pchając klubowy autobus. Kilka dni później na własne
życzenie opuścił szpital, by z ławki trenerskiej poprowadzić swoją drużynę w
ważnym spotkaniu ligowym. Jeszcze inna opowieść głosi, że kiedyś w środku nocy
mieszkańców sąsiadujących z Underhill domów obudził silnik kosiarki, za pomocą
której Fry przygotowywał przed meczem murawę. W Barnet wszyscy byli świadomi
napięć na linii menadżer – właściciel klubu, którym w latach osiemdziesiątych i
dziewięćdziesiątych był niejaki Stan Flashman, znany jako „król koników
biletowych Londynu”. Podobno Flashman w trakcie swojej współpracy z Fry’em
zwalniał go aż 37 razy. Fry ignorował swojego pracodawcę i na drugi dzień jak
gdyby nigdy nic pojawiał się w pracy. W sezonie 1992/93 zupełnie nieoczekiwanie
i pomimo kłopotów pozaboiskowych (klub z Barnet „implodował” w wyniku
nietrafionych inwestycji i finansowych machlojek Flashmana, Barry Fry odszedł
do Southend na kilka kolejek przed końcem rozgrywek) „Pszczoły” awansowały do
trzeciej ligi. Jedyny trzecioligowy
sezon w historii klubu był jednak katastrofą. Nie mogło być inaczej, skoro Barnet
przystąpiło do rozgrywek z zaledwie trzema seniorami w składzie. Uzupełniona
przypadkowymi zawodnikami drużyna nie była wstanie nawiązać walki o utrzymanie,
przegrała pierwsze dziesięć spotkań ligowych i szybko wróciła do czwartej ligi.
Od tamtej pory Barnet balansuje pomiędzy Football League Two i Conference.
Pojawiłem się na
stadionie i z niecierpliwością oczekiwałem na oficjalną informację dotyczącą
składu „Pszczół”. Czy Davids – menadżer zdecyduje się dziś skorzystać z usług
Davidsa – piłkarza? Tak!!! Spiker odczytał nazwiska zawodników, którzy mieli
rozpocząć spotkanie, wśród nich także to Edgara Davidsa. I oto na boisko w
bursztynowo – czarnych barwach, z opaską kapitańską na ramieniu, wybiegł były
zawodnik Ajaxu Amsterdam, Milanu, Juventusu, Barcelony, Interu i Tottenhamu. Mogłem
na własne oczy zobaczyć znane mi do tej pory tylko z telewizji charakterystyczne
dready, okulary chroniące oczy (Davids cerpi na jaskrę) uzupełnione dodatkowo
białymi sluchawkami umożliwiającymi komunikację z ławką rezerwowych.
Kapitanowie
obydwu drużyn podeszli do sędziego, który podrzucił w górę monetę. Już za
chwilę jeden ze skipperów zdecyduje, na którą bramkę on i jego koledzy będą
nacierać w pierwszej połowie. Muszę powiedzieć, że nigdy przedtem nie
obserwowałem zawodników dokonujących wyboru z takim zainteresowaniem, jak tym
razem. I wybrali. Przez pierwsze czterdzieści pięć minut to drużyna Davidsa
będzie grać.... pod górkę. I tu
dochodzimy do drugiego powodu mojej wizyty w Barnet. Otóż murawa na Underhill
jest pochyła. Mało tego: jest najbardziej nachyloną w całej Football League.
Tak jest, przyjechałem do Barnet zobaczyć jak legendarny Edgar Davids kopie
piłkę po pochyłym boisku.
Choć klub Barnet
FC powstał w 1888 roku, to na Underhill jego piłkarze wprowadzili się dopiero w
roku 1907. Jak podaje historyk zajmujący się brytyjskimi stadionami Simon
Inglis, pierwsze kilka meczów „Pszczoły” musiały rozegrać na przylegającym do
stadionu piłkarskiego boisku krykietowym. Powód? Choć nie bardzo umiem to sobie
wyobrazić, na zboczu wzgórza w miejscu, w którym teraz znajduje się futbolowa
arena, był niegdyś niewielki staw (pochyły?), który po zasypaniu zaczął się
zapadać i trzeba było go kilkakrotnie wyrównywać. W 1946 roku z Underhill
przeprowadzono pierwszą w historii angielskiej telewizji transmisję
piłkarskiego spotkania. Widzowie BBC mogli na ekranach swych teleodbiorników
obejrzeć na żywo mecz pomiędzy Barnet i
Wealdstone. Nie zobaczyli niestety ostatnich 10 minut spotkania, ponieważ
zapadające ciemności uniemożliwiły doprowadzenie transmisji do końca. Stadion w
obecnym kształcie stoi tu od lat szećdziesiątych, kiedy to zbudowano wszystkie,
poza południową, trybuny, a także zamontowano oświetlenie. Trybuna południowa
otwarta została w 2008 roku, choć przez kolejne kilka lat wciąż prowadzono na
niej prace wykończeniowe. Od północy stadion sąsiaduje z ogródkami domów
znajdujących się przy Westcombe Drive. Siatka rozpięta za bramką zapobiega ewentualnym
wysokim rachunkom za usługi szklarskie wystawianym klubowi przez mieszkańców,
którzy z zacisza swoich domostw mogą oglądać to, co dzieje się na murawie (szczerze
mówiąc w sobotę nie zauważyłem w oknach ani jednej twarzy). Z obiektu w Barnet
korzysta także druzyna rezerw Arsenalu, za niewielki pieniądze można tu podejrzeć
przyszłe gwiazdy Kanonierów. Patrząc na Underhill trudno oprzeć się wrażeniu,
że jest to stadion przestarzały i raczej nie nadający się do rozbudowy. Z pięcioma różnymi dachami osłaniającymi fragmenty
trybun i budkami w których można dostać
zimnego burgera i gorącą kawę, sprawiał wrażenie pozbijanego z
przypadkowych elementów i przypominał mi nieco centrum ogrodnicze, króre
odwiedziłem w zeszłym tygodniu w poszukiwaniu szopki do ogródka. Nachylenie murawy
jest całkiem spore. Ponieważ dach trybuny wschodniej, ciagnącej się wzdłuż
całej długości boiska, „trzyma poziom”, można użyć go jako odnośnika przy
ocenie nachylenia. Na moje „oko” murawa Underhill opada w kierunku południowym
o mniej więcej 1,5 – 2 metry. Władze
klubu od wielu lat poszukiwały alternatywnej areny i w końcu udało się ją
znaleźć. A w zasadzie zbudować. Nowy stadion powstający na terenie ośrodka
treningowego Barnet FC, nazwanego złowieszczo „The Hive” (czyli „Ul”), powinien
być gotowy w kwietniu tego roku. Sezon 2012/13 jest ostatnim, jaki „Pszczoły”
rozgrywają na Underhill, więc jeżeli chcecie zobaczyć ten stadion, musicie się
pospieszyć.
No więc drużyna
gospodarzy rozpoczęła mecz grając „pod górkę” i w pierwszej połowie nieznacznie
przeważała. Odniosłem wrażenie, że zawodnicy z Rochdale, przyzwyczajeni do
kopania piłki na murawach poziomych mieli problemy z długimi podaniami kierowanymi
do napastników. Po większości tego typu zagrań futbolówka lądowała na aucie.
Piłkarze Barnet z kolei swobodniej rozgrywali swoje akcje, tak jakby nachylona
murawa ułatwiała im kontrolowanie piłki. Grający za napastnikami Edgar Davids nie
miał łatwego życia. Kiedy tylko dostawał piłkę, od razu doskakiwało do niego
dwóch zawodników Rochdale. Co prawda nie dawał sobie odbierać futbolówki, ale o
jakichś spektakularnych zagraniach nie mogło być mowy. Jednak kiedy miał wokół
siebie kilka metrów wolnej przestrzeni, stawał się groźny. Dokładne podania,
długie crossy, od razu widać było, że pomimo swoich lat wciąż jest klasowym
zawodnikiem. Znane nazwisko robi jednak swoje i piłkarze gości starali się
uprzykrzyć mu życie, jak tylko mogli. Co innego w obronie. Tu Davids był tym
samym piłkarzem, którego pamiętam z telewizji. Nieustannie biegającym za piłką,
walczącym o każdy metr boiska, ciężko pracującym przez całe 90 minut. Jako
kapitan i przede wszystkim menadżer drużyny starał się kierować swoimi kolegami,
widać było, że potrafi też „opieprzyć” podwładnego nie wypełniającego taktycznych
założeń. Choć Barnet przeważało, to Rochdale stworzyło sobie najlepszą sytuację
do strzelenia bramki w pierwszej połowie. Jason Kennedy uderzył z kilkunastu
metrów na bramkę gospodarzy, jednak trafił wprost w ręce bramkarza Grahama
Stacka. Druga połowa była już bardziej wyrównana, jednak żadna z drużyn nie
zdołała strzelić zwycięskiego gola. Niewiele zabrakło Andy Yiadom’owi,
pomocnikowi Barnet, po strzale którego piłka odbiła się od poprzeczki. Dobitka
Craiga Beattie (tak, byłego zawodnika m.in. Celticu Glasgow, WBA i Swansea, 7 –
krotnego reprezentanta Szkocji) była minimalnie niecelna.
Po tym spotkaniu
„Pszczoły” spadły na 22 pozycję w lidze, z jednym punktem przewagi nad strefą
spadkową. Trzy dni później drużyna Barnet pokonała na własnym boisku Southend
(Edgar Davids strzelił jedną z bramek, swoją pierwszą dla klubu. Jak zwykle
wybrałem niewłaściwy mecz). Drużyna Edgara Davidsa będzie prawdopodobnie
walczyć o utrzymanie w Football League do ostatniej kolejki. Dla jej fanów to
żadna nowość. W 2010 roku Barnet zakończyło sezon na 21 miejscu, utrzymując się
dzięki bramce zdobytej w doliczonym czasie gry ostatniego meczu w sezonie.
Zanim w finałowej kolejce pokonali Rochdale, pilkarze Barnet przegrali sześć
kolejnych spotkań. W 2011 roku „Pszczoły” skończyły na 22 miejscu, decydujące o
pozostaniu w Football League trzy punkty, dzięki ktorym przeskoczyły Lincoln
City, zdobywając ponownie w ostatniej kolejce (tym razem w meczu z Port Vale).
Sezon 2011/12 nie był wiele lepszy. Do ostatnich dwóch meczów sezonu Barnet
przystępowało z jednym zwycięstwem w siedemnastu spotkaniach. I tym razem
druzyna z północnego Londynu zdołała się utrzymać. Dwa zwycięstwa w ostatnich
dwóch kolejkach wystarczyły do zajęcia 22 pozycji z przewagą dwóch punktów nad
relegowanym Hereford United. Jeżeli Edgar Davids zapewni „Pszczołom” status
członka Football League wcześniej, niż w ostatnim meczu, prawdopodobnie stanie
się jedną z klubowych legend.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz