piątek, 16 sierpnia 2013

Najtrudniejszy sezon




tekst jest w dużej części tłumaczeniem artykułu 
z wrześniowego numeru miesięcznika FourFourTwo
pt. "Post - War Football"
autorstwa Paula Browna




Żołnierz Obrony Przeciwlotniczej na stadionie Charltonu
 Latem 1946 roku po siedmiu długich latach na brytyjskie stadiony powrócił futbol ligowy. Powrócił, szukając dla siebie miejsca w zupełnie nowym świecie, w którym Wyspy Brytyjskie lizały powojenne rany, w którym mieszkańcy miast i miasteczek opłakiwali poległych na wojnie bliskich, znajomych, sąsiadów, odbudowywali zniszczone domy, próbując zapomnieć o okrutnym konflikcie, którego dopiero co doświadczyli. Czy w powojennej Wielkiej Brytanii było w ogóle miejsce na piłkę nożną? Dziś o tym, jak futbol na Wyspach wyglądał w trakcie i bezpośrednio po II Wojnie Światowej.

Piłka wojenna

        
Pomnik George'a Hardwicka przed Riverside Stadium
   
Ostatnią przedwojenną kolejkę Football League rozegrano w sobotę, 2 września 1939 roku. Dzień później Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom, a decyzją Króla zawieszono wszelkie rozgrywki sportowe i zamknięto wszystkie centra rozrywki na świeżym powietrzu. Szybko zdecydowano jednak, że dopóki konflikt zbrojny nie dotknął bezpośrednio Wysp, rozgrywane będą pokazowe mecze futbolowe, zapewniające klasie robotniczej tak potrzebną w trudnych czasach rozrywkę. Była to piłka nożna dość okrojona, ograniczona do dziesięciu regionalnych mini - lig, których mecze miały raczej charakter pokazowy, towarzyski. Jedną z ciekawostek przyciągających kibiców na trybuny były „gościnne” występy piłkarskich gwiazd w barwach różnych drużyn. Zawodnicy często występowali w klubach, w poblizu których akurat stacjonowały ich jednostki wojskowe. Dzięki temu można było zobaczyć takich piłkarzy, jak Stanley Matthews w barwach Manchesteru United, Stana Cullisa przywdziewającego koszulkę Liverpoolu, George’a Hardwicka w Chelsea, czy Joe Mercera w barwach Aldershot Town.

           Pomimo gwiazdorskich pokazów mecze stały na raczej niskim poziomie, a jedenastki kompletowane często na kilka godzin przed spotkaniem nie prezentowały ligowego zgrania. Kibice nie pojawiali się na trybunach zbyt tłumnie, choć tu znaczenie miały także ograniczenia liczby fanów wprowadzone ze względów bezpieczeństwa. Tak, czy inaczej wojenna piłka nożna okazała się na tyle popularna, że spotkania mini – lig kontynuowano nawet po tym, jak pierwsze niemieckie bomby spadły na brytyjskie fabryki. Szczególną popularnością cieszył się Wojenny Puchar Ligi. W 1941 roku aż 60000 kibiców wypełniło Wembley, aby zobaczyć mecz finałowy turnieju i to pomimo nieustannych niemal bombardowań Londynu.

Członkowie rządu Winstona Churchilla zdawali sobie sprawę z tego, jak ważna była piłka dla pracowników hut, stoczni i kopalń, i nie tylko dokładali wszelkich starań, by rozgrywki mogły być kontynuowane, ale wręcz sami promowali futbol. W 1941 roku, kiedy zwycięstwo aliantów wydawało się bardzo odległe, a bombardowania Anglii trwały w najlepsze, Churchill wraz z siedmioma ministrami pojawił się na Wembley, by obejrzeć mecz Anglia – Szkocja (propagandową kronikę filmową z tego wydarzenia można zobaczyć tutaj) .

Futbol podczas Drugiej Wojny Światowej sprawił, że tradycyjne podziały klasowe w Anglii zaczęły się zacierać. Rząd planował powojenną darmową i ogólnodostępną służbę zdrowia oraz obowiązkowe szkoły średnie, członkowie klasy rządzącej zdawali sobie sprawę, że wysiłek wojenny państwa zależy niemal wyłącznie od robotników. Wychowane na krykiecie, rugby i strzelectwie klasy wyższe poczuły się wręcz zobowiązane do wykazania zainteresowania futbolem, który dotychczas uważany był za „rozrywkę dla ludu”. Z siłą piłki nożnej musieli liczyć się już przedwojenni kapitaliści i władza (np. powtórkę ćwierćfinału Pucharu Anglii w 1933 roku pomiędzy Sunderlandem i Derby County obejrzało 75118 kibiców. Mecz rozegrano w środę. W mieście i okolicy zamknięte były wszystkie kopalnie i stocznie, stracony czas zakłady pracy odrobiły w sobotę. Inaczej mówiąc w samym środku „Wielkiej Depresji” przemysł potrafił stanąć, aby pracownicy mogli obejrzeć ich ukochaną drużynę w akcji), jednak czasy wojenne wyniosły futbol na zupełnie nieznane dotąd wyżyny.

           Z powodu wybuchu wojny w piłkarskim świecie zapanował chaos. W związku z zawieszeniem rozgrywek ligowych zamrożone zostały kontrakty zawodników. I choć przedwojenne zarobki piłkarzy nijak się miały do tych z naszych czasów, to z kopania gały można było wtedy żyć całkiem przyzwoicie. Wojna zmusiła jednak bohaterów boisk do poszukania sobie innych przynoszących dochody zajęć. Część piłkarzy trafiła do armii, inni do służb pomocniczych: policji czy straży pożarnej. Wielu znalazło pracę w hutach, czy kopalniach. Całkiem spora liczba została zatrudniona jako instruktorzy sportowi w wojsku. Dzięki temu nie musieli obawiać się wysłania na front, choć, ci którzy uniknęli czynnej służby wojskowej nie raz w trakcie meczy spotykali się z jawną wrogością fanów.

        
Pomnik Wilfa Mannion, Middlesbrough
  
Piłkarze, którzy byli uczestnikami działań wojennych niejednokrotnie cudem uniknęli śmierci. Wilf Mannion, napastnik Middlesbrough, brał udział w intensywnych walkach we Francji i Włoszech. Przeżył, mimo, że nie udało się to większości jego kolegów z batalionu. Załamanie nerwowe wywołane traumatycznymi przeżyciami spowodowało, że lekarze zdecydowali odesłać go do domu. Reprezentant Anglii, piłkarz Blackpool Stan Mortensen przetrwał awaryjne lądowanie bombowca „Wellington” w lesie. W katastrofie zginęli pilot i bombardier. Zarówno Mannion, jak i Mortensen wzięli udział w rozgrywkach sezonu 1946/47.

           Co najmniej 75 piłkarzy Football League zginęło podczas II Wojny Światowej. Pośród tych, którzy nie wrócili do domów byli między innymi: Harry Goslin, kapitan Bolton Wanderers, śmiertelnie raniony we Włoszech odłamkiem pocisku możdzierzowego, Eric Stephenson z Leeds United, który zginął w Birmie, czy Bobby Daniel z Arsenalu, zestrzelony nad Berlinem. Daniel był jednym z dziewięciu „Kanonierów”, którzy ponieśli śmierć podczas wojny (pozostali to: Sidney Pugh, Cyril Tooze, Henry (Harry) Cook, Bill Dean, Hugh Glass, Leslie Lack, William Parr i Herbie Roberts).

            Powrót piłki nożnej oznaczał powrót fanów na stadiony. Wiele z obiektów piłkarskich było jednak w opłakanym stanie. Swoje piętno odcisnęły na nich zarówno bombardowania, jak i rekwizycja metalu na potrzeby przemysłu zbrojeniowego. Old Trafford, sąsiadujące z zakładami przemysłowymi, linią kolejową i dokami, zostało niemal całkowicie zniszczone podczas nalotów. W marcu 1941 roku bomby trafiły trybunę główną, niszcząc szatnie i biura klubowe, a kolejne naloty uszkodziły pozostałe trybuny i murawę. Aż do 1949 roku United zmuszone było rozgrywać swoje mecze przy Maine Road, na stadionie City. Także Roker Park (Sunderland), Stamford Bridge i Bramall Lane ucierpiały od niemieckich bomb. St Andrew’s w Birmingham trafiony został 20 bombami, a główna trybuna spłonęła po tym, jak strażak przez pomyłkę próbował ugasić niewielki pożar przy pomocy wiaderka z benzyną. Pomimo tego stadion został otwarty tuż przed rozpoczęciem rozgrywek w 1946 roku. Pechowe wydarzenia generalnie nie omijały futbolowych aren w trakcie wojny. The Den, obiekt Millwall, trafiony podczas bombardowania w 1943 roku stracił prawie całą trybunę północną. Tydzień po tym wydarzeniu trybuna główna spłonęła w wyniku pożaru spowodowanego przez niedopałek papierosa. Trybunę główną stadionu Plymouth Argyle strawił pożar wywołany przez bomby zapalające, a podsycony przez meble, które rodziny ze zbombardowanych dzielnic miasta składowały na obiekcie sportowym. Inne stadiony, zaniedbywane przez długie siedem lat popadły w ruinę. St James’ Park szczęśliwie uniknął poważniejszych uszkodzeń, jednak kilka lat bez doraźnych nawet napraw sprawiło, że stadion był realnym zagrożeniem dla zdrowia i życia fanów „Srok” i w związku z tym wymagał bardzo kosztownego remontu.

          
Odbudowa Old Trafford
Powojenny niedobór materiałów budowlanych i brak środków finansowych na naprawy spowodował, że obiekty sportowe doprowadzano do stanu używalności bardzo powoli. A przecież z wielu z nich zniknęły barierki, ogrodzenia i wszelkie metalowe elementy, niemal do ostatniej śrubki zebrane i przetopione na pociski, czołgi i armaty. Wiele klubów przystąpiło do rozgrywek ligowych bez bram czy kołowrotków na stadionach. Inne obiekty piłkarskie, jak na przykład Highbury, zostały zajęte przez wojsko i zamienione w magazyny lub ośrodki treningowe. Armia niechętnie i bardzo powoli opuszczała swoje nowe kwatery.

Najtrudniejszy sezon

             
              W styczniu 1946 roku angielska Football League ogłosiła, że w nadchodzącego lata przywrócone zostaną pełne rozgrywki ligowe, wraz z awansami i spadkami. Sytuacja w kraju była jendak nieciekawa. Państwo uginało się pod ciężarem długów, kluby piłkarskie dyszały ostatkiem sił, a kibice byli niewolnikami kartek na żywność. Futbol nie mógł tak po prostu ruszyć z punktu, w którym zatrzymał się siedem lat wcześniej. Zarząd Ligi ustalił obniżkę cen biletów, i choć balansujące na granicy bankructwa kluby piłkarskie znalazły sposoby na obejście narzuconej ceny, choć kibice narzekali na koszty nabycia wejściówek to i tak frekwencja na stadionach w pierwszym od siedmiu lat sezonie była imponująca.
             
              Kluby, zwłaszcza te, których obiekty ucierpiały podczas dzialań wojennych, desperacko szukały pieniędzy. Manchester United przystąpił do sezonu z potężnym, sięgającym 15000 funtów długiem. Inni radzili sobie calkiem nieźle, na przykład Everton zanotował w 1946 roku aż 21000 funtów zysku, udowadniając tym samym, że nawet bez rozgrywek ligowych można było zarobić.
             
             Kolejne zagrożenie rozgrywek przyszło z nieco nieoczekiwanego kierunku. Zarówno decydenci Football League, jak i prezesi klubów stanęli przed groźbą strajku piłkarzy, żądających podniesienia limitu maksymalnych zarobków. Trudno było dziwić się zawodnikom, którzy w trakcie trwania wojny stracili niejednokrotnie znaczące kwoty pieniędzy. Właściciele klubów niechętnie przystali na podniesienie wspomnianego limitu z 8 do 10 funtów tygodniowo, pomimo tego widmo strajku piłkarzy wisiało nad rozgrywkami ligowymi niemal przez cały sezon 1946/47.
             
              Prawie każdy klub zmuszony był uzupełnić swa kadrę przed rozpoczęciem rozgrywek. Mimo zakończenia wojny wielu zawodników wciąż odbywało służbę wojskową. Wielu piłkarzy zginęło lub odniosło rany uniemożliwiające kotynuowanie kariery sportowej. Wielu innych zwyczajnie postarzało się w ciągu siedmiu lat na tyle, że nie mogli nadal żyć z uprawiania sportu wyczynowego. Brakowało piłkarzy i kluby starały się uzupelnić te braki na czas, i to pomimo braku pieniędzy.
             
               Dzięki rozgrywkom lig regionalnych działających podczas wojny, w połowie lat czterdziestych na piłkarskich murawach pojawiły się nowe, jasne gwiazdy, piłkarskie talenty rozwinięte i ukształtowane w trudnych warunkach ogólnoświatowego konfliktu zbrojnego. Takimi wschodzącymi gwiazdami byli z pewnością Nat Lofthouse z Boltonu, czy Jackie Milburn z Newcastle. Inni piłkarze znaleźli po wojnie zatrudnienie w zawodowym futbolu dzięki dobrym występom w rozgrywkach organizowanych przez brytyjskie siły zbrojne. George Dick podpisał kontrakt z Blackpool po tym, jak jeden z trenerów drużyny zauważył jego popisy w reprezentacji pułku piechoty. Len Phillips, który dołączył po wojnie do drużyny z Portsmouth, w trakcie prowadzenia działań wojennych grał w jedenastce Royal Marines. W późniejszych latach wystąpił nawet w reprezentacji Anglii.

            Kluby uzupełniały piłkarskie kadry na różne sposoby. Niektóre, jak na przykład Liverpool, umieszczały w lokalnych gazetach ogłoszenia zapraszające wszystkich chętnych na testy. Liverpool FC przystąpił do rozgrywek sezonu 1946/47 z drużyną w skład której wchodziło 28 zawodników, z których aż 20 nigdy wcześniej nie przywdziało czerwonej koszulki klubu. Programy meczowe wydrukowane z okazji otwarcia rozgrywek zawierały całą masę nazwisk nieznanych powracającym na stadiony kibicom. Zbudowane niemal od podstaw drużyny zapewniły fanom bardzo nierówny i zupełnie nieprzewidywalny sezon. Przedwojenni mistrzowie kraju – Everton – zakończyli rozgrywki w środku tabeli, Arsenal, potęga lat trzydziestych, otarł się o spadek, a o Mistrzostwo Anglii do końca walczyły Liverpool i Manchester United, drużyny, które przed wybuchem wojny były co najwyżej ligowymi średniakami.

            Nie tylko piłkarze i futbol w ogóle ucierpieli w trakcie wojny. Także kibice przeżyli koszmar, często doświadczając na własnej skórze okrucieństw wojennych bardziej, niż większość chronionych przez otoczkę sławy futbolistów. Lata piłki na niskim poziomie i ceny biletów, które pomimo obniżek, wciąż stanowiły przeszkodę w czasach, gdy nawet zdobycie podstawowych produktów spożywczych było niesamowicie trudne sprawiły, że nikt nie miałby za złe kibicom, gdyby ci odwrócili się od swoich klubów. Rozczarowani mogli się czuć zwłaszcza ci, którzy zapłacili za karnety na początku sezonu 1939/40, jako że pomimo zawieszenia rozgrywek w związku z wybuchem wojny, nie doczekali refundacji. Jednak wysoka frekwencja podczas turnieju o Puchar Anglii przeprowadzonego w sezonie 1945/46 pozwalała wszystkim zaangażowanym w futbol patrzeć optymistycznie w przyszłość. Pierwsze powojenne rozgrywki o najstarsze piłkarskie trofeum świata jedyny raz w historii rozegrane zostały systemem mecz i rewanż (do ćwierćfinałów włącznie), dzięki czemu kluby mogły zarobić dodatkowe pieniądze, a spragnieni piłki fani zobaczyć więcej spotkań o stawkę. W finale, który przyciągnął na Wembley aż 98000 kibiców Derby County pokonało po dogrywce Charlton Athletic 4:1.

            Kiedy pierwszego sierpnia rozgrywki ligowe powróciły na stadiony, spotkały się z niespotykanym dotąd zainteresowaniem. 43 mecze Football Legue przeprowadzone pierwszego dnia obejrzało łącznie 944000 kibiców i to pomimo ulewnych deszczy. Aż pięć z 11 meczy pierwszej kolejki First Division przyciągnęło ponad 50000 osób. Największe tłumy były świadkami spotkania pomiędzy Chelsea i Boltonem na Stamford Bridge – ten mecz zobaczyły na żywo 61484 osoby. Wysoka frekwencja utrzymywała się przez cały sezon, a łączna ilość kibiców, którzy zobaczyli mecze pierwszego powojennego sezonu osiągnęła 35,6 miliona. Dla porównania sezon 1938/39 przyciągnął odpowiednio 27 milionów, a sezon 2012/13 29.4 miliona. Najwyższą frekwencją mogło pochwalić się Newcastle, którgo spotaknia w Second Division oglądało z trybun St James’ Park średnio 49379 kibiców. 

            Pomimo tego, że spadające bomby nie spędzały już nikomu snu z powiek, życie w powojennej Anglii nie było sielanką. Cięcia budżetowe i plany oszczędnościowe wprowadzone przez brytyjski parlament były gigantyczne. Państwo było na skraju bankructwa, racjonowanie żywności było jeszcze bardziej restrykcyjne, niż w czasie wojny, nikt nie zamierzał wyjątkowo traktować piłkarzy ani żadnych innych grup zawodowych. Co prawda racje żywnościowe komponowane były w taki sposób, żeby przynajmniej w teorii zapewnić niezbędne do zdrowego życia składniki, ale nawet podstawowe produkty spożywcze, takie jak ziemniaki, czy chleb były trudno dostępne. W związku z tym niektórzy, na przykład menedżer Liverpoolu George Kay, proponowali skrócenie meczy do 80 minut. Sugestie te zostały przez Angielski Związek odrzucone, więc Kay zabrał swoją drużynę na przedsezonowe tournee po wolnych od kartek żywnościowych Stanach Zjednoczonych, aby podbudować wytrzymałość zawodników.  

            Reglamentowana była nie tylko żywność, ale także ubrania, czy buty, dlatego klubom ciężko było skompletować choćby jedenaście identycznych koszulek. Aby zdobyć nowe buty zawodnicy Wolverhampton rozdawali autografy w zamian za kartki na wyroby obuwnicze. Niełatwo było także o porządne piłki, a skóra do ich wyrobu była wyjątkowo niskiej jakości, czego skutkiem były m.in. pękające podczas meczów finałowych Pucharu Anglii w 1946 i 1947 futbolówki. Braki paliwa i uszkodzona infrastruktura powodowała, że zarówno piłkarze, jak i kibicce podróżowali po kraju z dużym trudem, a niedobór papieru sprawił, że programy meczowe drukowane były na pojedynczych kartkach.

            Jakby tego wszystkiego było mało powojenny futbol sparaliżowała jedna z najostrzejszych zim w historii. Śnieg, który zaczął padać w styczniu 1947 roku, przez pełne trzy miesiące utrudniał mieszkańcom Anglii życie. Temperatury sięgały -21 stopni, zamarzła Tamiza, zamiecie uwięziły wielu ludzi w domach, a zaspy zablokowały drogi i linie kolejowe. Ucierpiały także obiekty sportowe. Odwołano setki spotkań Football League. W marcu lista zaległych meczy była tak długa, że padały propozycje, by sezonu nie kończyć w ogóle. Zamiast tego przedłużono go o osiem tygodni i zamknięto pod koniec czerwca, kończąc tym samym najdłuższe w historii rozgrywki ligowe w Anglii.

            Walka o pierwszy powojenny tytuł mistrzowski była zaciekła i rozstrzygnęła się dopiero w ostatniej kolejce. Jak niezwykły był to sezon, tak i niezwykła była ostatnia seria meczy. Na kolejkę przed końcem szanse na mistrzostwo miały wciąż trzy kluby: Wolverhampton, mający punkt przewagi nad Liverpoolem i Stoke City. Dwa punkty straty do lidera miał Manchester United. Swój pierwszy sezon pod wodzą Matta Busby’ego „Czerwone Diabły” zakończyły zwycięstwem, które w końcowym rozrachunku dało im wicemistrzostwo. Kilka dni później na Molineux spotkały się drużyny Liverpoolu i Wolverhampton. Zwyciężył Liverpool, dzięki czemu wskoczył na pierwsze miejsce w tabeli. Piłkarzom „The Reds” pozostało teraz czekać długie dwa tygodnie, aż Stoke City rozegra swój zaległy mecz z Sheffield United. Wygrana zapewniłaby piłkarzom Stoke mistrzostwo. Występujący bez swojego asa, Stanleya Matthewsa „The Potters” ulegli w decydującym spotkaniu aż 3:0 i oddali tytuł Liverpoolowi.

            W rozgrywkach o Puchar Anglii świeżo upieczeni mistrzowie musieli uznać wyższość Burnley, z którym przegrali mecz półfinałowy w stosunku 1:0. W drugim półfinale piłkarze Charlton rozbili Newcastle aż 4:0 i po raz drugi z rzędu awansowali do finału rozgrywek. Tym razem jednak drużyna Charllton Athletic zdołała wywalczyć puchar, w finale pokonując rywala po dogrywce 1:0. Mecz odbył się oczywiście na Wembley, a na żywo ogejrzało go 98215 kibiców.

Był to z całą pewnością jeden z najtrudniejszych do przeprowadzenia sezonów piłkarskich w ogóle. Pod jego koniec nikt nie przejmował się zbytnio ani rezultatami pojedynczych spotkań, ani kolejnością w tabeli. Najważniejsze było, że po długiej przerwie piłka nożna powróciła na dobre.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz