poniedziałek, 3 grudnia 2012

Milton Keynes Dons - AFC Wimbledon



Fani AFC Wimbledon

Od ponad dwóch tygodni, czyli odkąd wiadomo było, że w Pucharze Anglii dojdzie do spotkania pomiędzy MK Dons i AFC Wimbledon angielskie media budowały atmosferę wokół niego. W ostatni weekend chyba nie było dziennika, który nie poświęciłby obydwu klubom kilku stron, przypominając ich historię i zastanawiając się: jak będzie przebiegało spotkanie drużyn, których kibice mają do siebie tak wiele pretensji? Kibice AFC, bo miasto Milton Keynes ukradło ich klub i przeniosło go ponad sto kilometrów od stolicy, zostawiając ich, sieroty, w żałobie po ukochanej drużynie. Kibice MK Dons, bo choć od przeniesienia Wimbledon FC do ich miasta minęło już prawie dziesięć lat, wciąż są najbardziej znienawidzoną grupą futbolowych fanów na Wyspach, wciąż są przez innych postrzegani jako największe zło w piłce, nadal pozostają jednym z najważniejszych symboli komercjalizacji tej dyscypliny sportu. Większość komentatorów była zgodna: to miał być jeden z najbardziej niezwyklych i budzących najwięcej emocji meczy w historii Pucharu Anglii. Generalnie w niedzielę linia pomiędzy kibicami zasiadającymi na stadium:mk i przed telewizorami był wyraźna: albo kibicujesz AFC Wimledon, albo jesteś z Milton Keynes.

            Krótka historia AFC Wimbledon to prawdziwa piłkarska bajka. Klub, który powstał z inicjatywy fanów FC Wimbledon osieroconych po przeniesieniu ich ukochanej drużyny do Milton Keynes rozpoczął swoje istnienie w sezonie 2002/3 w dziewiątej lidze angielskiej. W ciągu kolejnych dziewięciu lat piłkarze AFC awansowali pięciokrotnie i dziś występują w League Two. Wielu kibiców AFC Wimbledon (tych 50 – 60-cio letnich) podobne wspinanie się ich drużyny po ligowych szczeblach widziała na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kiedy to Wimbledon FC w ciągu kilku sezonów przebojem wdarł się do elity angielskiej piłki. 

            Jednak klub, który w 75% jest własnoscią kibiców nie jest ligowym potentatem. Działający w ramach bardzo skromnego budżetu AFC Wimbledon walczy w tym sezonie o pozostanie w Football League, okupując dolne rejony ligowej tabeli. Trzon zespołu stanowią zawodnicy wypożyczeni z innych drużyn, którzy ze względu na klauzule w umowach nie zawsze mogą występować w rozgrywkach pucharowych, więc zestawienie wyjściowej jedenastki na mecz o Puchar Anglii było trochę kłopotliwe. MK Dons z kolei świetnie radzą sobię w tym sezonie w League One, wygrywają mecz za meczem, w ostatnich dwóch spotkaniach na własnym stadionie zdobyli jedenaście bramek. Przed meczem nietrudno było wskazać faworytów.

stadium:MK w Milton Keynes


            Około 14000 fanów, w tym 3000 dopingujących drużynę gości zasiadło na trybunach stadium:mk. Atmosfera zarówno wokół stadionu jak i na nim była gorąca. W powietrzu dało się bez problemu wyczuć napięcie, a kibice obydwu drużyn od początku spotkania dawali upust swoim emocjom. Zdecydowanie głośniejsi byli fani AFC, którzy, pilnie obserwowani przez potężną grupę fotoreporterów śpiewali: „Franchaise bastards, you know who you are”, „You have no history”, „There’s only one Dons in England”, czy „Where were You, when We were us?”. Fani MK Dons odpowiedzieli banerem: „We’re keeping The Dons, just get over it”, co miało być odpowiedzią na akcję angielskich kibiców „Drop the Dons”, namawiającą klub z Milton Keynes do porzucenia nazwy historycznie należącej do klubów z Wimbledonu. Zaśpiewali także swoje tradycyjne: „Everyone hates us, and we don’t care”, a także dokuczali fanom drużyny przeciwnej śpiewjąc „You’re only here for the franchaise” i „You’re just a pub team from Kingston” (Kingston to dzielnica, w której AFC rozgrywa swoje mecze). Warto także wspomnieć o samolocie ciągnącym baner z napisem „We are Wimbledon”, opłaconym przez jednego z fanów The Wombles,  który pojawił się (samolot, nie fan) nad stadionem. Według informacji znalezionych w internecie kibic – sponsor nie mógł osobiście uczestniczyć w spotkaniu, ponieważ kilka lat temu przeniósł się (podobno bez udzialu Pete’a Winkelmana) do USA.
 
Kibice AFC na stadionie
            Piłkarze AFC wyszli na boisko z jednym zadaniem: nie stracić gola. I trzeba przyznać, że bronili się wyśmienicie, rozbijając kolejne ataki przeciwnika i nie pozwalając mu na oddanie strzału w kierunku swojej bramki. Trochę gorzej prezentowali się, kiedy byli przy piłce. Długie podania do osamotnionego w ataku Byrona Harrisona nie przynosily żadnego zagrożenia, a próby rajdów Tobiego Ajali prawym skrzydłem były sprawnie przerywane prze obrońców gospodarzy. Wydawało się, że do złamania obrony gości potrzeba będzie czegoś wyjątkowego i własnie to coś miał strzał Stephena Gleesona w 45 minucie spotkania. Potężna bomba z 25 metrów zatrzepotała w siatce bezradnego Neila Sullivana i gospodarze zeszli na przerwę z jednobramkową przewagą.

            Historia Wimbledonu pełna jest sukcesów przeczących logice i wydawało się, że piłkarze AFC dopiszą kolejny jej rozdział. W 59 minucie Jack Midson zainicjował jeden z nielicznych ataków gości, zagrał piłkę na prawo do Ajali, a następnie pięknym szczupakiem skierował do siatki dośrodkowanie swojego kolegi z drużyny. Trybuna za bramką Davida Martina (bramkarz gospodarzy rozpoczynał swoją piłkarską karierę w Wimbledon FC) oszalała, kilkudziesięciu fanów Wimbledonu wtargnęło na murawę, aby razem z piłkarzami swiętować gola. Gołym okiem widać było, jak wielkie znaczenie ma dla nich ewentualne zwycięstwo, lub chociaż remis, który doprowadziłby do rozegrania powtórki spotkania, tym razem na boisku w Kingston. Piłkarze AFC nadal dzielnie bronili rezultatu, a w 90 minucie mieli nawet szansę na sprawienie ogromnej niespodzianki. Błąd jednego z obrońców MK Dons i Steven Gregory znalazł się sam na sam z Davidem Martinem, jednak bramkarz gospodarzy sparował piłkę na rzut rożny. Piłka nożna nie zawsze jest sprawiedliwa, nie każdy mecz ma happy end. Większość fanów futbolu nie miała przed meczem MK Dons – AFC Wimbledon problemu z rozróżnieniem: dobry – zły. Tym razem wygrał zły. W 91 minucie w zamieszaniu pod bramką Sullivana piłka trafiła pod nogi Zeli Ismaila, ten strzelił, zmierzającą w kierunku bramki futbolówkę podbił piętą obrońca MK Dons John Otemobor, a ta wpadła do siatki ponad rozpaczliwie interweniującym bramkarzem. Koniec spotkania, koniec nadziei fanów AFC na sprawienie niespodzianki.



Stephen Gleeson, zdobywca pierwszej bramki dla MK Dons
            Spotkanie pomiędzy zwaśnionymi klubami było jednym z głównych tematów poruszanych w kręgach wyspiarskiego futbolowego światka ostatnich tygodni. Obydwie strony miały okazję przedstawić publicznie swoje racje, prawie każdy fan piłki na Wyspach miał możliwość wyrobienia sobie własnego zdania w sprawie tego konfliktu. Być może wykrzyczenie swoich argumentów na oczach całego świata pomoże osiągnąć katharsis obydwu stronom konfliktu, pozwoli im iść własnymi drogami. Być może jednak, jak to nieraz w piłce bywa, obydwie strony potrzebują siebie wzajemnie. Być może to nienawiść wobec MK Dons trzyma kibiców AFC razem, być może kibice MK Dons potrzebują być najbardziej znienawidzonymi fanami futbolu na Wyspach, by mieć o czym śpiewać i opowiadać po meczu. Piłka nożna nie jet tak prosta, jak nam się wszytkim wydaje.

stadium:MK

Samolot ciągnący baner z napisem "We Are Wimbledon"

stadium:MK
"We Are The Real Dons"

Kibice AFC Wimbledon świętują zdobycie bramki wraz z piłkarzami


Kibice AFC po tym, jak ich drużyna zdobyła wyrównującą bramkę

AFC Wimbledon świętuje bramkę


Po lewej John Otsemobor, zdobywca zwycięskiej bramki dla MK Dons

MK Dons świętują zdobycie gola na 2:1

Piłkarze The Dons proszą fanów o opuszczenie murawy

Fani MK Dons na boisku

Piłkarze Wimbledonu dziękują kibicom za doping

Piłkarze dziękują za doping

stadium:MK widziany z parkingu supermarketu ASDA