Od ponad dwóch
tygodni, czyli odkąd wiadomo było, że w Pucharze Anglii dojdzie do spotkania
pomiędzy MK Dons i AFC Wimbledon angielskie media budowały atmosferę wokół
niego. W ostatni weekend chyba nie było dziennika, który nie poświęciłby obydwu
klubom kilku stron, przypominając ich historię i zastanawiając się: jak będzie
przebiegało spotkanie drużyn, których kibice mają do siebie tak wiele pretensji?
Kibice AFC, bo miasto Milton Keynes ukradło ich klub i przeniosło go ponad sto
kilometrów od stolicy, zostawiając ich, sieroty, w żałobie po ukochanej
drużynie. Kibice MK Dons, bo choć od przeniesienia Wimbledon FC do ich miasta
minęło już prawie dziesięć lat, wciąż są najbardziej znienawidzoną grupą
futbolowych fanów na Wyspach, wciąż są przez innych postrzegani jako największe
zło w piłce, nadal pozostają jednym z najważniejszych symboli komercjalizacji
tej dyscypliny sportu. Większość komentatorów była zgodna: to miał być jeden z
najbardziej niezwyklych i budzących najwięcej emocji meczy w historii Pucharu
Anglii. Generalnie w niedzielę linia pomiędzy kibicami zasiadającymi na
stadium:mk i przed telewizorami był wyraźna: albo kibicujesz AFC Wimledon, albo
jesteś z Milton Keynes.
Krótka
historia AFC Wimbledon to prawdziwa piłkarska bajka. Klub, który powstał z
inicjatywy fanów FC Wimbledon osieroconych po przeniesieniu ich ukochanej drużyny
do Milton Keynes rozpoczął swoje istnienie w sezonie 2002/3 w dziewiątej lidze
angielskiej. W ciągu kolejnych dziewięciu lat piłkarze AFC awansowali
pięciokrotnie i dziś występują w League Two. Wielu kibiców AFC Wimbledon (tych
50 – 60-cio letnich) podobne wspinanie się ich drużyny po ligowych szczeblach
widziała na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kiedy to
Wimbledon FC w ciągu kilku sezonów przebojem wdarł się do elity angielskiej
piłki.
Jednak
klub, który w 75% jest własnoscią kibiców nie jest ligowym potentatem.
Działający w ramach bardzo skromnego budżetu AFC Wimbledon walczy w tym sezonie
o pozostanie w Football League, okupując dolne rejony ligowej tabeli. Trzon
zespołu stanowią zawodnicy wypożyczeni z innych drużyn, którzy ze względu na
klauzule w umowach nie zawsze mogą występować w rozgrywkach pucharowych, więc
zestawienie wyjściowej jedenastki na mecz o Puchar Anglii było trochę
kłopotliwe. MK Dons z kolei świetnie radzą sobię w tym sezonie w League One,
wygrywają mecz za meczem, w ostatnich dwóch spotkaniach na własnym stadionie
zdobyli jedenaście bramek. Przed meczem nietrudno było wskazać faworytów.
stadium:MK w Milton Keynes
Około
14000 fanów, w tym 3000 dopingujących drużynę gości zasiadło na trybunach
stadium:mk. Atmosfera zarówno wokół stadionu jak i na nim była gorąca. W
powietrzu dało się bez problemu wyczuć napięcie, a kibice obydwu drużyn od
początku spotkania dawali upust swoim emocjom. Zdecydowanie głośniejsi byli
fani AFC, którzy, pilnie obserwowani przez potężną grupę fotoreporterów
śpiewali: „Franchaise bastards, you know who you are”, „You have no history”, „There’s
only one Dons in England”, czy „Where were You, when We were us?”. Fani MK Dons
odpowiedzieli banerem: „We’re keeping The Dons, just get over it”, co miało być
odpowiedzią na akcję angielskich kibiców „Drop the Dons”, namawiającą klub z
Milton Keynes do porzucenia nazwy historycznie należącej do klubów z
Wimbledonu. Zaśpiewali także swoje tradycyjne: „Everyone hates us, and we don’t
care”, a także dokuczali fanom drużyny przeciwnej śpiewjąc „You’re only here
for the franchaise” i „You’re just a pub team from Kingston” (Kingston to
dzielnica, w której AFC rozgrywa swoje mecze). Warto także wspomnieć o
samolocie ciągnącym baner z napisem „We are Wimbledon”, opłaconym przez jednego
z fanów The Wombles, który pojawił się
(samolot, nie fan) nad stadionem. Według informacji znalezionych w internecie kibic
– sponsor nie mógł osobiście uczestniczyć w spotkaniu, ponieważ kilka lat temu
przeniósł się (podobno bez udzialu Pete’a Winkelmana) do USA.
Kibice AFC na stadionie
Piłkarze
AFC wyszli na boisko z jednym zadaniem: nie stracić gola. I trzeba przyznać, że
bronili się wyśmienicie, rozbijając kolejne ataki przeciwnika i nie pozwalając
mu na oddanie strzału w kierunku swojej bramki. Trochę gorzej prezentowali się,
kiedy byli przy piłce. Długie podania do osamotnionego w ataku Byrona Harrisona
nie przynosily żadnego zagrożenia, a próby rajdów Tobiego Ajali prawym
skrzydłem były sprawnie przerywane prze obrońców gospodarzy. Wydawało się, że
do złamania obrony gości potrzeba będzie czegoś wyjątkowego i własnie to coś
miał strzał Stephena Gleesona w 45 minucie spotkania. Potężna bomba z 25 metrów
zatrzepotała w siatce bezradnego Neila Sullivana i gospodarze zeszli na przerwę z
jednobramkową przewagą.
Historia
Wimbledonu pełna jest sukcesów przeczących logice i wydawało się, że piłkarze
AFC dopiszą kolejny jej rozdział. W 59 minucie Jack Midson zainicjował jeden z
nielicznych ataków gości, zagrał piłkę na prawo do Ajali, a następnie pięknym
szczupakiem skierował do siatki dośrodkowanie swojego kolegi z drużyny. Trybuna
za bramką Davida Martina (bramkarz gospodarzy rozpoczynał swoją piłkarską karierę w Wimbledon FC) oszalała, kilkudziesięciu fanów Wimbledonu wtargnęło
na murawę, aby razem z piłkarzami swiętować gola. Gołym okiem widać było, jak
wielkie znaczenie ma dla nich ewentualne zwycięstwo, lub chociaż remis, który
doprowadziłby do rozegrania powtórki spotkania, tym razem na boisku w Kingston.
Piłkarze AFC nadal dzielnie bronili rezultatu, a w 90 minucie mieli nawet
szansę na sprawienie ogromnej niespodzianki. Błąd jednego z obrońców MK Dons i
Steven Gregory znalazł się sam na sam z Davidem Martinem, jednak bramkarz gospodarzy
sparował piłkę na rzut rożny. Piłka nożna nie zawsze jest sprawiedliwa, nie
każdy mecz ma happy end. Większość fanów futbolu nie miała przed meczem MK Dons
– AFC Wimbledon problemu z rozróżnieniem: dobry – zły. Tym razem wygrał zły. W
91 minucie w zamieszaniu pod bramką Sullivana piłka trafiła pod nogi Zeli
Ismaila, ten strzelił, zmierzającą w kierunku bramki futbolówkę podbił piętą
obrońca MK Dons John Otemobor, a ta wpadła do siatki ponad rozpaczliwie
interweniującym bramkarzem. Koniec spotkania, koniec nadziei fanów AFC na
sprawienie niespodzianki.
Stephen Gleeson, zdobywca pierwszej bramki dla MK Dons
Spotkanie
pomiędzy zwaśnionymi klubami było jednym z głównych tematów poruszanych w
kręgach wyspiarskiego futbolowego światka ostatnich tygodni. Obydwie strony
miały okazję przedstawić publicznie swoje racje, prawie każdy fan piłki na Wyspach
miał możliwość wyrobienia sobie własnego zdania w sprawie tego konfliktu. Być
może wykrzyczenie swoich argumentów na oczach całego świata pomoże osiągnąć
katharsis obydwu stronom konfliktu, pozwoli im iść własnymi drogami. Być może
jednak, jak to nieraz w piłce bywa, obydwie strony potrzebują siebie wzajemnie.
Być może to nienawiść wobec MK Dons trzyma kibiców AFC razem, być może kibice
MK Dons potrzebują być najbardziej znienawidzonymi fanami futbolu na Wyspach,
by mieć o czym śpiewać i opowiadać po meczu. Piłka nożna nie jet tak prosta,
jak nam się wszytkim wydaje.
stadium:MK
Samolot ciągnący baner z napisem "We Are Wimbledon"
stadium:MK
"We Are The Real Dons"
Kibice AFC Wimbledon świętują zdobycie bramki wraz z piłkarzami
Kibice AFC po tym, jak ich drużyna zdobyła wyrównującą bramkę
AFC Wimbledon świętuje bramkę
Po lewej John Otsemobor, zdobywca zwycięskiej bramki dla MK Dons
MK Dons świętują zdobycie gola na 2:1
Piłkarze The Dons proszą fanów o opuszczenie murawy