11 maja 1985 roku pięciu członków
rodziny Fletcherów udało się na stadion Valley Parade w Bradford by wraz ze
swoją ukochaną drużyną świętować nieoczekiwany awans do Division Two. Dwunastoletni Martin, jego rok
młodszy brat Andrew, ich ojciec John, wujek Peter i dziadek Eddie od lat
wspólnie przychodzili na mecze Bradford City. Tata zabierał Martina na mecze
odkąd ten skończył siedem lat. John wraz ze swoim bratem i ojcem od dzieciństwa
kibicowali The Bantams. Choć dziadek był poważnie chory, to wybierał się z nimi
na Valley Parade na tyle często, na ile pozwalało mu zdrowie. Od 1984 roku,
kiedy tata Martina otrzymał pracę w Nottingham, Fletcherowie przestali być
stałymi bywalcami na meczach swojej drużyny, a Martin, zafascynowany Brianem
Clough i jego występami przed telewizyjnymi kamerami, zaczął kibicować Forest.
Takiej okazji nie mogli jednak przegapić. Ich Bradford City miało na własnym
stadionie rozegrać ostatni mecz jednego z najlepszych sezonów w swojej historii.
Po przegranej z Leyton Orient we wrześniu 1984 roku The Bantams zaliczyli serię
trzynastu kolejnych meczy bez porażki, awansowali na pierwsze miejsce w tabeli
Division Three, a pod koniec lutego 1985 roku mieli już 11 punktów przewagi nad
drugą drużyną. Mistrzostwo ligi i awans do Division Two przypieczętowali
piłkarze z Bradford na kolejkę przed końcem sezonu, pokonując Bolton. Pierwszy
od 1937 roku awans do drugiej ligi stał się faktem.
11
maja na Valley Parade pojawiło się prawie 12000 fanów futbolu. Przed meczem – w
który przeciwnikiem miejscowej drużyny miało być Lincoln City – kapitan
Bradford City Peter Jackson odebrał w imieniu kolegów z drużyny puchar Mistrzów
Ligi. Na trybunach zasiedli miejscowi dygnitarze, a także delegacje z
bliźniaczych miast Bradford – Verviers w Belgii oraz Monchengladbach i Hamm w
Niemczech. Została wydrukowana specjalna edycja lokalnej gazety poświęcona
historycznemu wydarzeniu, w której znaleźć można było szczegółowe plany
modernizacji stadionu „w żaden sposób nie przystającego do wymagań
współczesnego futbolu.” Koszt całego przedsięwzięcia klub oszacował na 400000
funtów, a o tym jak poważnie władze Bradford City myślały o przebudowie obiektu
świadczyły duże ilosci stalowych elementów nowej trybuny głównej składowane na
klubowym parkingu.
Fletcherowie
zasiedli na Trybunie Głównej Valley Parade – drewnianej konstrukcji zaprojektowanej
i wybudowanej przez słynnego Archibalda Leicha w 1911 roku. Choć pozostałe
trybuny stadionu zostały przebudowane na przestrzeni lat, Główna przetrwała w
niezmienionej formie, wciąż była tą samą budowlą pamiętającą największy sukces
klubu – zdobycie Pucharu Anglii w 1911 roku. Drewniane ławki, słupy wspierające
dach, które ograniczały widoczność z miejsc siedzących, a także drewniany kryty
papą i smołą dach sprawiały, że Valley Parade przypominała bardziej futbolowy
skansen, niż drugoligowy stadion. Materiały z których wybudowano Trybunę Główną
stwarzały poza tym zagrożenie pożarowe, o czym władze klubu ostrzegane były w
latach osiemdziesiatych kilkakrotnie. Dodatkowym zagrożeniem były śmieci
gromadzące się w pustej przestrzeni pod ławkami trybuny. Mecz z Lincoln City
miał być ostatnim który można było podziwiać z przestarzałej konstrukcji. Po
zakończeniu sezonu zastąpić ją miała stalowo – betonowa budowla godna klubowych
ambicji.
Spotkanie
toczyło się w sennej atmosferze, piłkarze Bradford byli już pewni awansu,
Lincoln City – utrzymania. Na trybunach atmosfera święta, kibice celebrujący
sukces, którego kilka miesięcy temu żaden mieszkaniec miasta się nie
spodziewał. W 40 minucie meczu spomiędzy ławek na Trybunie Głównej zaczął
wydobywać się dym. Obecni na stadionie policjanci szybko nakazali kibicom zasiadającym
w tej części obiektu opuszczenie swoich miejsc i udanie się w kierunku bramy
wyjściowej. John, tata Martina widząc rozpoczynającą się ewakuację nakazał
swoim synom ruszyć do wyjścia, a sam został z tyłu by pomóc dziadkowi
Martina, Eddiemu. Martin wspiął się po schodach pod dach trybuny, a następnie wąskim
korytarzem prowadzącym wzdłuż całej konstrukcji w kierunku kołowrotków, jedynej
drogi ewakuacyjnej nie zamkniętej na kłódkę. Korytarz momentalnie wypełnił się
kibicami, jednak tłum praktycznie się nie poruszał. Martin zapamiętał, że
ludzie uwięzieni w korytarzu byli nadzwyczaj spokojni, wciąż mógł słyszeć dodające otuchy słowa ojca, który znajdował się kilka metrów za nim. W tym czasie
płonął już pokryty smołą dach, czarny toksyczny dym zaczął wypełniać korytarz.
Kibice w panice ruszyli w kierunku jedynego wyjścia na końcu trybuny, za nimi
pojawiła się ściana ognia, który odciął także wszystkie wejścia prowadządzące
do miejsc siedzących i murawy. Otulony dymem Martin zaczął tracić przytomność.
Przed sobą zobaczył jakąś postać – prawdopodobnie jednego z policjantów pilnujących
porządku na stadionie – która powiedziała: „biegnij do murawy chłopcze”.
Półprzytomny Martin opuścił korytarz i ruszył schodami w dół, w kierunku
boiska. Drogę zagrodził mu pchany porywistym, wiejącym w zdłuż trybuny wiatrem ogień,
pochłaniający w straszliwym tempie drewniane ławki. Chłopak ruszył na oślep w
ścianę ognia i jakimś cudem dotarł do murka otaczajacego płytę stadonu. Kurtka,
którą miał na sobie płonęła pokryta spadającą z dachu topiącą się smołą.
Płonęła także jego czapka i szal. Ktoś pomógł mu przejść przez murek, ktoś inny
przewrócił go na ziemię i przekulał po trawie, by ugasić płonące ubrania.
Martin wraz z tysiącami innych kibiców był bezpieczny na murawie. Z
przerażeniem obserwował jak ogień pożera drewnianą konstrukcję, która
jeszcze 3 – 4 minuty wcześniej wypełniona była prawie trzema tysiącami ludzi.
Niemal
wszyscy, którzy wraz z Martinem uwięzieni byli w wąskim korytarzu na tyłach
trybuny zginęli. Ciała 19 osób znaleziono przy wejściowych kołowrotkach,
kolejne 18 osób straciło życie pomiędzy kołowrotkami i najbliższym wyjściem
prowadzącym na ulicę. 6 fanów dym zabił tuż po tym, jak udało im się
przekroczyć bramę wyjściową. W sumie 11 maja 1985 roku na Valley Parade życie
straciło 56 kibiców, a kilkuset poparzonych i zatrutych dwutlenkiem węgla
trafiło do szpitali. Zginęli także ojciec, brat, wujek i dziadek Martina.
W
wyniku śledztwa przeprowadzonego po pożarze ustalono, że prawdopodobnie
niedopałek papierosa, bądź upuszczona przez któregoś z kibiców zapałka spodowała
zapalenie się śmieci wypełniających przestrzeń pomiędzy podłogą trybuny a
gruntem na którym stała. Chociaż teoretycznie śmieci te usuwane były po
zakończeniu każdego sezonu, to pośród zgliszcz znaleziono m.in. egzemplarz
lokalnej gazety z 4 listopada 1968 roku, czy też puste opakowanie po orzechach
za 6 pensów z przed denominacji w 1971 roku. Choć zarówno klub jak i władze
miasta były ostrzegane o zagrożeniu pożarowym na stadionie, ryzyko zaprószenia
ognia uznawane było za niewielkie, a ostrzeżenia zignorowano. W toku śledztwa
ustalono także, że część wyjść ewakuacyjnych zamknięto na kłódkę, aby
uniemożliwić kibicom wchodzenie na stadion bez biletów oraz, że liczba
porządkowych zabezpieczających mecz była niedostateczna. Valley Parade okazał
się być budowanym przez lata pomnikiem zaniedbań, tykającą bombą, która
potrzebowała niewielkiej iskry, by eksplodować.
15
kwietnia 1989 roku na stadionie Hillsborough w Sheffield w meczu półfinałowym
Pucharu Anglii spotkały się drużyny FC Liverpool i Nottingham Forest. Z powodu
zaniedbań i nieprofesjonalnych działań kierujących zabezpieczeniem meczu
policjantów, na trybunie Leppings Lane End, na której zasiadali fani Liverpoolu
doszło do przepełnienia jednego z sektorów, w wyniku którego zginęło 96 osób.
Pośród kibiców Forest zasiadających na trybunach był także szesnastoletni Martin
Fletcher, który okrutnym zrządzeniem losu stał się jedynym naocznym świadkiem
dwóch największych tragedii w dziejach angielskiej piłki nożnej. Przerażony
obserwował, jak fani The Reds tracili życie, ponieważ wysoki płot odgradzający
ich od murawy uniemożliwiał wydostanie się ze śmiertelnej pułapki Leppings
Lane. Choć o tego typu wydarzeniach mówi
się zwykle, że nie poszły na marne, że dzięki nim dzisiejsze stadiony są
bezpieczne, a angielska piłka kwitnie jak nigdy do tej pory, Martin nigdy nie
mógł zrozumieć dlaczego z pożaru w Bradford nie wyciągnięto odpowiednich
wniosków. Przecież gdyby drewniana trybuna na Valley Parade była, tak jak w
Sheffield, odgrodzona od murawy płotem, to tragedia w Bradford pochłonęłaby
prawdopodobnie tysiące istnień ludzkich. Gdyby, tak jak w Bradford, kibiców na
Hillsborough od murawy oddzielał jedynie niewysoki murek, prawdopodobnie
udałoby się uniknąć zdecydowanej większości ofiar.
Blaczego
po tragedii w Bradford nie wskazano ludzi odpowiedzialnych za zaniedbania i nie
pociągnięto ich do odpowiedzialności? Dlaczego 24 lata po Hillsborough rodziny
ofiar wciąż muszą domagać się sprawiedliwości? Przecież po wydarzeniach na Heysel
belgowie szybko znaleźli i ukarali winnych. Jeżeli zaniedbania prowadzące do
śmierci kibiców w Bradford uszły odpowiedzialnym za nie płazem, to nic
dziwnego, że na Hillsborough dopuszczono do rozegrania meczu, pomimo faktu, że stadion
nie spełniał podstawowych wymogów bezpieczeństwa. Przecież nie jest możliwe,
żeby tylko Martin Fletcher zdawał sobie sprawę z tego, że brak płotu na Valley
Parade uratował mu życie.