tekst jest w dużej części tłumaczeniem artykułu
z wrześniowego numeru miesięcznika FourFourTwo
pt. "Post - War Football"
autorstwa Paula Browna
Żołnierz Obrony Przeciwlotniczej na stadionie Charltonu |
Latem 1946 roku
po siedmiu długich latach na brytyjskie stadiony powrócił futbol ligowy.
Powrócił, szukając dla siebie miejsca w zupełnie nowym świecie, w którym Wyspy
Brytyjskie lizały powojenne rany, w którym mieszkańcy miast i miasteczek
opłakiwali poległych na wojnie bliskich, znajomych, sąsiadów, odbudowywali
zniszczone domy, próbując zapomnieć o okrutnym konflikcie, którego dopiero co
doświadczyli. Czy w powojennej Wielkiej Brytanii było w ogóle miejsce na piłkę
nożną? Dziś o tym, jak futbol na Wyspach wyglądał w trakcie i bezpośrednio po
II Wojnie Światowej.
Piłka
wojenna
Pomnik George'a Hardwicka przed Riverside Stadium |
Pomimo
gwiazdorskich pokazów mecze stały na raczej niskim poziomie, a jedenastki kompletowane
często na kilka godzin przed spotkaniem nie prezentowały ligowego zgrania.
Kibice nie pojawiali się na trybunach zbyt tłumnie, choć tu znaczenie miały
także ograniczenia liczby fanów wprowadzone ze względów bezpieczeństwa. Tak,
czy inaczej wojenna piłka nożna okazała się na tyle popularna, że spotkania
mini – lig kontynuowano nawet po tym, jak pierwsze niemieckie bomby spadły na
brytyjskie fabryki. Szczególną popularnością cieszył się Wojenny Puchar Ligi. W
1941 roku aż 60000 kibiców wypełniło Wembley, aby zobaczyć mecz finałowy
turnieju i to pomimo nieustannych niemal bombardowań Londynu.
Członkowie rządu
Winstona Churchilla zdawali sobie sprawę z tego, jak ważna była piłka dla
pracowników hut, stoczni i kopalń, i nie tylko dokładali wszelkich starań, by
rozgrywki mogły być kontynuowane, ale wręcz sami promowali futbol. W 1941 roku,
kiedy zwycięstwo aliantów wydawało się bardzo odległe, a bombardowania Anglii
trwały w najlepsze, Churchill wraz z siedmioma ministrami pojawił się na
Wembley, by obejrzeć mecz Anglia – Szkocja (propagandową kronikę filmową z tego
wydarzenia można zobaczyć tutaj)
.
Futbol podczas
Drugiej Wojny Światowej sprawił, że tradycyjne podziały klasowe w Anglii zaczęły
się zacierać. Rząd planował powojenną darmową i ogólnodostępną służbę zdrowia
oraz obowiązkowe szkoły średnie, członkowie klasy rządzącej zdawali sobie
sprawę, że wysiłek wojenny państwa zależy niemal wyłącznie od robotników. Wychowane
na krykiecie, rugby i strzelectwie klasy wyższe poczuły się wręcz zobowiązane
do wykazania zainteresowania futbolem, który dotychczas uważany był za
„rozrywkę dla ludu”. Z siłą piłki nożnej musieli liczyć się już przedwojenni
kapitaliści i władza (np. powtórkę ćwierćfinału Pucharu Anglii w 1933 roku
pomiędzy Sunderlandem i Derby County obejrzało 75118 kibiców. Mecz rozegrano w
środę. W mieście i okolicy zamknięte były wszystkie kopalnie i stocznie,
stracony czas zakłady pracy odrobiły w sobotę. Inaczej mówiąc w samym środku
„Wielkiej Depresji” przemysł potrafił stanąć, aby pracownicy mogli obejrzeć ich
ukochaną drużynę w akcji), jednak czasy wojenne wyniosły futbol na zupełnie nieznane
dotąd wyżyny.
Z
powodu wybuchu wojny w piłkarskim świecie zapanował chaos. W związku z
zawieszeniem rozgrywek ligowych zamrożone zostały kontrakty zawodników. I choć
przedwojenne zarobki piłkarzy nijak się miały do tych z naszych czasów, to z
kopania gały można było wtedy żyć całkiem przyzwoicie. Wojna zmusiła jednak
bohaterów boisk do poszukania sobie innych przynoszących dochody zajęć. Część
piłkarzy trafiła do armii, inni do służb pomocniczych: policji czy straży pożarnej.
Wielu znalazło pracę w hutach, czy kopalniach. Całkiem spora liczba została
zatrudniona jako instruktorzy sportowi w wojsku. Dzięki temu nie musieli obawiać
się wysłania na front, choć, ci którzy uniknęli czynnej służby wojskowej nie
raz w trakcie meczy spotykali się z jawną wrogością fanów.
Pomnik Wilfa Mannion, Middlesbrough |
Co najmniej 75 piłkarzy Football League zginęło podczas II Wojny Światowej. Pośród tych, którzy nie wrócili do domów byli między innymi: Harry Goslin, kapitan Bolton Wanderers, śmiertelnie raniony we Włoszech odłamkiem pocisku możdzierzowego, Eric Stephenson z Leeds United, który zginął w Birmie, czy Bobby Daniel z Arsenalu, zestrzelony nad Berlinem. Daniel był jednym z dziewięciu „Kanonierów”, którzy ponieśli śmierć podczas wojny (pozostali to: Sidney Pugh, Cyril Tooze, Henry (Harry) Cook, Bill Dean, Hugh Glass, Leslie Lack, William Parr i Herbie Roberts).
Powrót
piłki nożnej oznaczał powrót fanów na stadiony. Wiele z obiektów piłkarskich
było jednak w opłakanym stanie. Swoje piętno odcisnęły na nich zarówno
bombardowania, jak i rekwizycja metalu na potrzeby przemysłu zbrojeniowego. Old
Trafford, sąsiadujące z zakładami przemysłowymi, linią kolejową i dokami,
zostało niemal całkowicie zniszczone podczas nalotów. W marcu 1941 roku bomby
trafiły trybunę główną, niszcząc szatnie i biura klubowe, a kolejne naloty
uszkodziły pozostałe trybuny i murawę. Aż do 1949 roku United zmuszone było
rozgrywać swoje mecze przy Maine Road, na stadionie City. Także Roker Park
(Sunderland), Stamford Bridge i Bramall Lane ucierpiały od niemieckich bomb. St
Andrew’s w Birmingham trafiony został 20 bombami, a główna trybuna spłonęła po
tym, jak strażak przez pomyłkę próbował ugasić niewielki pożar przy pomocy wiaderka
z benzyną. Pomimo tego stadion został otwarty tuż przed rozpoczęciem rozgrywek
w 1946 roku. Pechowe wydarzenia generalnie nie omijały futbolowych aren w
trakcie wojny. The Den, obiekt Millwall, trafiony podczas bombardowania w 1943
roku stracił prawie całą trybunę północną. Tydzień po tym wydarzeniu trybuna główna
spłonęła w wyniku pożaru spowodowanego przez niedopałek papierosa. Trybunę główną
stadionu Plymouth Argyle strawił pożar wywołany przez bomby zapalające, a
podsycony przez meble, które rodziny ze zbombardowanych dzielnic miasta
składowały na obiekcie sportowym. Inne stadiony, zaniedbywane przez długie
siedem lat popadły w ruinę. St James’ Park szczęśliwie uniknął poważniejszych
uszkodzeń, jednak kilka lat bez doraźnych nawet napraw sprawiło, że stadion był
realnym zagrożeniem dla zdrowia i życia fanów „Srok” i w związku z tym wymagał
bardzo kosztownego remontu.
Odbudowa Old Trafford |
Najtrudniejszy
sezon
W
styczniu 1946 roku angielska Football League ogłosiła, że w nadchodzącego lata
przywrócone zostaną pełne rozgrywki ligowe, wraz z awansami i spadkami.
Sytuacja w kraju była jendak nieciekawa. Państwo uginało się pod ciężarem długów,
kluby piłkarskie dyszały ostatkiem sił, a kibice byli niewolnikami kartek na
żywność. Futbol nie mógł tak po prostu ruszyć z punktu, w którym zatrzymał się
siedem lat wcześniej. Zarząd Ligi ustalił obniżkę cen biletów, i choć
balansujące na granicy bankructwa kluby piłkarskie znalazły sposoby na obejście
narzuconej ceny, choć kibice narzekali na koszty nabycia wejściówek to i tak
frekwencja na stadionach w pierwszym od siedmiu lat sezonie była imponująca.
Kluby,
zwłaszcza te, których obiekty ucierpiały podczas dzialań wojennych, desperacko
szukały pieniędzy. Manchester United przystąpił do sezonu z potężnym, sięgającym
15000 funtów długiem. Inni radzili sobie calkiem nieźle, na przykład Everton zanotował
w 1946 roku aż 21000 funtów zysku, udowadniając tym samym, że nawet bez
rozgrywek ligowych można było zarobić.
Kolejne
zagrożenie rozgrywek przyszło z nieco nieoczekiwanego kierunku. Zarówno
decydenci Football League, jak i prezesi klubów stanęli przed groźbą strajku
piłkarzy, żądających podniesienia limitu maksymalnych zarobków. Trudno było
dziwić się zawodnikom, którzy w trakcie trwania wojny stracili niejednokrotnie
znaczące kwoty pieniędzy. Właściciele klubów niechętnie przystali na
podniesienie wspomnianego limitu z 8 do 10 funtów tygodniowo, pomimo tego widmo
strajku piłkarzy wisiało nad rozgrywkami ligowymi niemal przez cały sezon
1946/47.
Prawie
każdy klub zmuszony był uzupełnić swa kadrę przed rozpoczęciem rozgrywek. Mimo
zakończenia wojny wielu zawodników wciąż odbywało służbę wojskową. Wielu
piłkarzy zginęło lub odniosło rany uniemożliwiające kotynuowanie kariery
sportowej. Wielu innych zwyczajnie postarzało się w ciągu siedmiu lat na tyle,
że nie mogli nadal żyć z uprawiania sportu wyczynowego. Brakowało piłkarzy i
kluby starały się uzupelnić te braki na czas, i to pomimo braku pieniędzy.
Dzięki
rozgrywkom lig regionalnych działających podczas wojny, w połowie lat czterdziestych
na piłkarskich murawach pojawiły się nowe, jasne gwiazdy, piłkarskie talenty
rozwinięte i ukształtowane w trudnych warunkach ogólnoświatowego konfliktu
zbrojnego. Takimi wschodzącymi gwiazdami byli z pewnością Nat Lofthouse z
Boltonu, czy Jackie Milburn z Newcastle. Inni piłkarze znaleźli po wojnie
zatrudnienie w zawodowym futbolu dzięki dobrym występom w rozgrywkach
organizowanych przez brytyjskie siły zbrojne. George Dick podpisał kontrakt z
Blackpool po tym, jak jeden z trenerów drużyny zauważył jego popisy w
reprezentacji pułku piechoty. Len Phillips, który dołączył po wojnie do drużyny
z Portsmouth, w trakcie prowadzenia działań wojennych grał w jedenastce Royal
Marines. W późniejszych latach wystąpił nawet w reprezentacji Anglii.
Kluby
uzupełniały piłkarskie kadry na różne sposoby. Niektóre, jak na przykład
Liverpool, umieszczały w lokalnych gazetach ogłoszenia zapraszające wszystkich
chętnych na testy. Liverpool FC przystąpił do rozgrywek sezonu 1946/47 z drużyną
w skład której wchodziło 28 zawodników, z których aż 20 nigdy wcześniej nie przywdziało
czerwonej koszulki klubu. Programy meczowe wydrukowane z okazji otwarcia
rozgrywek zawierały całą masę nazwisk nieznanych powracającym na stadiony
kibicom. Zbudowane niemal od podstaw drużyny zapewniły fanom bardzo nierówny i
zupełnie nieprzewidywalny sezon. Przedwojenni mistrzowie kraju – Everton –
zakończyli rozgrywki w środku tabeli, Arsenal, potęga lat trzydziestych, otarł
się o spadek, a o Mistrzostwo Anglii do końca walczyły Liverpool i Manchester
United, drużyny, które przed wybuchem wojny były co najwyżej ligowymi
średniakami.
Nie
tylko piłkarze i futbol w ogóle ucierpieli w trakcie wojny. Także kibice
przeżyli koszmar, często doświadczając na własnej skórze okrucieństw wojennych bardziej,
niż większość chronionych przez otoczkę sławy futbolistów. Lata piłki na niskim
poziomie i ceny biletów, które pomimo obniżek, wciąż stanowiły przeszkodę w
czasach, gdy nawet zdobycie podstawowych produktów spożywczych było
niesamowicie trudne sprawiły, że nikt nie miałby za złe kibicom, gdyby ci
odwrócili się od swoich klubów. Rozczarowani mogli się czuć zwłaszcza ci,
którzy zapłacili za karnety na początku sezonu 1939/40, jako że pomimo
zawieszenia rozgrywek w związku z wybuchem wojny, nie doczekali refundacji.
Jednak wysoka frekwencja podczas turnieju o Puchar Anglii przeprowadzonego w
sezonie 1945/46 pozwalała wszystkim zaangażowanym w futbol patrzeć
optymistycznie w przyszłość. Pierwsze powojenne rozgrywki o najstarsze
piłkarskie trofeum świata jedyny raz w historii rozegrane zostały systemem mecz
i rewanż (do ćwierćfinałów włącznie), dzięki czemu kluby mogły zarobić
dodatkowe pieniądze, a spragnieni piłki fani zobaczyć więcej spotkań o stawkę.
W finale, który przyciągnął na Wembley aż 98000 kibiców Derby County pokonało
po dogrywce Charlton Athletic 4:1.
Kiedy
pierwszego sierpnia rozgrywki ligowe powróciły na stadiony, spotkały się z
niespotykanym dotąd zainteresowaniem. 43 mecze Football Legue przeprowadzone
pierwszego dnia obejrzało łącznie 944000 kibiców i to pomimo ulewnych deszczy.
Aż pięć z 11 meczy pierwszej kolejki First Division przyciągnęło ponad 50000
osób. Największe tłumy były świadkami spotkania pomiędzy Chelsea i Boltonem na
Stamford Bridge – ten mecz zobaczyły na żywo 61484 osoby. Wysoka frekwencja
utrzymywała się przez cały sezon, a łączna ilość kibiców, którzy zobaczyli
mecze pierwszego powojennego sezonu osiągnęła 35,6 miliona. Dla porównania
sezon 1938/39 przyciągnął odpowiednio 27 milionów, a sezon 2012/13 29.4 miliona.
Najwyższą frekwencją mogło pochwalić się Newcastle, którgo spotaknia w Second
Division oglądało z trybun St James’ Park średnio 49379 kibiców.
Pomimo
tego, że spadające bomby nie spędzały już nikomu snu z powiek, życie w powojennej
Anglii nie było sielanką. Cięcia budżetowe i plany oszczędnościowe wprowadzone
przez brytyjski parlament były gigantyczne. Państwo było na skraju bankructwa,
racjonowanie żywności było jeszcze bardziej restrykcyjne, niż w czasie wojny,
nikt nie zamierzał wyjątkowo traktować piłkarzy ani żadnych innych grup
zawodowych. Co prawda racje żywnościowe komponowane były w taki sposób, żeby
przynajmniej w teorii zapewnić niezbędne do zdrowego życia składniki, ale nawet
podstawowe produkty spożywcze, takie jak ziemniaki, czy chleb były trudno
dostępne. W związku z tym niektórzy, na przykład menedżer Liverpoolu George Kay,
proponowali skrócenie meczy do 80 minut. Sugestie te zostały przez Angielski
Związek odrzucone, więc Kay zabrał swoją drużynę na przedsezonowe tournee po
wolnych od kartek żywnościowych Stanach Zjednoczonych, aby podbudować
wytrzymałość zawodników.
Reglamentowana
była nie tylko żywność, ale także ubrania, czy buty, dlatego klubom ciężko było
skompletować choćby jedenaście identycznych koszulek. Aby zdobyć nowe buty
zawodnicy Wolverhampton rozdawali autografy w zamian za kartki na wyroby
obuwnicze. Niełatwo było także o porządne piłki, a skóra do ich wyrobu była
wyjątkowo niskiej jakości, czego skutkiem były m.in. pękające podczas meczów
finałowych Pucharu Anglii w 1946 i 1947 futbolówki. Braki paliwa i uszkodzona infrastruktura
powodowała, że zarówno piłkarze, jak i kibicce podróżowali po kraju z dużym
trudem, a niedobór papieru sprawił, że programy meczowe drukowane były na
pojedynczych kartkach.
Jakby
tego wszystkiego było mało powojenny futbol sparaliżowała jedna z najostrzejszych
zim w historii. Śnieg, który zaczął padać w styczniu 1947 roku, przez pełne
trzy miesiące utrudniał mieszkańcom Anglii życie. Temperatury sięgały -21
stopni, zamarzła Tamiza, zamiecie uwięziły wielu ludzi w domach, a zaspy
zablokowały drogi i linie kolejowe. Ucierpiały także obiekty sportowe. Odwołano
setki spotkań Football League. W marcu lista zaległych meczy była tak długa, że
padały propozycje, by sezonu nie kończyć w ogóle. Zamiast tego przedłużono go o
osiem tygodni i zamknięto pod koniec czerwca, kończąc tym samym najdłuższe w
historii rozgrywki ligowe w Anglii.
Walka
o pierwszy powojenny tytuł mistrzowski była zaciekła i rozstrzygnęła się
dopiero w ostatniej kolejce. Jak niezwykły był to sezon, tak i niezwykła była
ostatnia seria meczy. Na kolejkę przed końcem szanse na mistrzostwo miały wciąż
trzy kluby: Wolverhampton, mający punkt przewagi nad Liverpoolem i Stoke City. Dwa
punkty straty do lidera miał Manchester United. Swój pierwszy sezon pod wodzą
Matta Busby’ego „Czerwone Diabły” zakończyły zwycięstwem, które w końcowym
rozrachunku dało im wicemistrzostwo. Kilka dni później na Molineux spotkały się
drużyny Liverpoolu i Wolverhampton. Zwyciężył Liverpool, dzięki czemu wskoczył
na pierwsze miejsce w tabeli. Piłkarzom „The Reds” pozostało teraz czekać
długie dwa tygodnie, aż Stoke City rozegra swój zaległy mecz z Sheffield
United. Wygrana zapewniłaby piłkarzom Stoke mistrzostwo. Występujący bez
swojego asa, Stanleya Matthewsa „The Potters” ulegli w decydującym spotkaniu aż
3:0 i oddali tytuł Liverpoolowi.
W
rozgrywkach o Puchar Anglii świeżo upieczeni mistrzowie musieli uznać wyższość
Burnley, z którym przegrali mecz półfinałowy w stosunku 1:0. W drugim półfinale
piłkarze Charlton rozbili Newcastle aż 4:0 i po raz drugi z rzędu awansowali do
finału rozgrywek. Tym razem jednak drużyna Charllton Athletic zdołała wywalczyć
puchar, w finale pokonując rywala po dogrywce 1:0. Mecz odbył się oczywiście na
Wembley, a na żywo ogejrzało go 98215 kibiców.
Był to z całą
pewnością jeden z najtrudniejszych do przeprowadzenia sezonów piłkarskich w
ogóle. Pod jego koniec nikt nie przejmował się zbytnio ani rezultatami
pojedynczych spotkań, ani kolejnością w tabeli. Najważniejsze było, że po
długiej przerwie piłka nożna powróciła na dobre.