poniedziałek, 19 listopada 2012

Shrewsbury Town F.C.






A47 z King’s Lynn do Peterborough, A14 do skrzyżowania z autostradą M6 prowadzącą do Birmingham, po minięciu Birmingham zjazd na M54 (przechodzącą tuż obok stadionu Walsall), a później A5 prosto do celu naszej podróży. 170 mil, trzy i pół godziny jazdy w jedną stronę przejechane po nocy spędzonej w pracy. Wszystko po to by zobaczyć Shrewsbury Town podejmujące Walsall w meczu angielskiej League One – tak zwane „Derby A5”. Dlczego? A no dlatego, że – po pierwsze lubię, a po drugie pracuję z kibicem The Shrews który nie był na meczu swojej drużyny kilkanaście lat. Często rozmawiamy o piłce (obydwaj kibicujemy United) i kiedyś podczas jednej z rozmów zaproponowałem żebyśmy wybrali się na mecz do Shrewsbury, na którą to propozycję przystał bez wahania.

            Po czterech puszkach Red Bulla i ponad trzech godzinach jazdy dotarliśmy do Shrewsbury, niespełna stutysięcznego miasta znajdującego się kilkanascie kilometrów od walijskiej granicy. Założone około 800 roku Shrewsbury, z racji przygranicznego położenia było w swojej historii świadkiem wielu konfliktów zbrojnych, w średniowieczu zamieniając się w twierdzę często obleganą podczas wojen angielsko-walijskich. W 1403 roku kilka kilometrów na północ od centrum miasta miała miejsce słynna Bitwa o Shrewsbury, w której wojska króla Henryka IV pokonały zbuntowane oddziały Harry’ego Hotspura (Henry Percy Hotspur). Ten sam Harry jest jednym z bohaterów I części „Henryka  IV” Williama Szekspira. Miasto świetnie prosperowało w wiekach średnich stając się jednym z głównych ośrodków handlu wełną w zachodniej Anglii. Do dziś w jego centrum zachował się oryginalny średniowieczny układ ulic, a na terenie całego Shrewsbury znajduje się ponad 660 głównie średniowiecznych budynków wpisanych do rejestru zabytków. W XVIII wieku Shrewsbury było też ważnym postojem dyliżansów na trasie z Londynu do Holyhead i dalej do Irlandii. To właśnie wtedy w mieście powstała cała masa hoteli, z których niektóre operują do dziś. W mieście stacjonował niegdyś 53 Regiment Shropshire, którego żołnierze zostali wyznaczni do pilnowania więzionego na wyspie Świętej Heleny Napoleona Bonaparte. Muzeum Regimentu, które mieści się na zamku w Shrewsbury, do dziś przechowuje niewielką szkatułkę zawierającą włosy Imperatora. Warto także wspomnieć, że 12 lutego 1809 roku urodził się tu autor pracy naukowej zatytułowanej „O powstawaniu gatunków”, Karol (znany lokalnie jako Charles;)) Darwin, którym jednak nie będę się zajmował, gdyż  jego wkład w ewolucję piłki nożnej był minimalny.

            Shrewsbury Town FC oficjalnie rozpoczął swą działalność w 1886 roku, choć dopiero w 1950 został członkiem Football League. The Shrews nie należą z całą pewnością do największych futbolowych firm na Wyspach, jednak są klubem dość utytułowanym. Sześciokrotnie piłkarze ze Shrewsbury wznosili Puchar Walii, choć Walijski Związek Piłkarski omawiał im udziału w Pucharze Zdobywców Pucharów, argumentując – nie bez racji zresztą – że Shrewsbury nie leży w Walii. Najstarsi lokalni kibice pamiętają zapewne ćwierćfinałowy mecz Pucharu Ligi z Evertonem rozegrany w lutym 1961 roku, kiedy to chuderlawy dwudziestoletni napastnik Peter Dolby odbębniwszy przed mecczem pełną zmianę w fabryce Rolls – Royce’a, wsiadł na rower i popedałował do domu, mijając po drodze stadion The Shrews. Zobaczył tam gwiazdy Evertonu zabijające czas partyjką pokera w luksusowym klubowym autobusie. Następnie popędził dalej na swoim jednośladzie, zahaczając o sklep lokalnego rzeźnika, który zatrzymał go i podając okazały stek zawinięty w papier powiedział: „Dolby, weź, zjedz, przybierz na wadze i strzel coś.” Peter zjadł obiad, zarzucił piłkarskie korki na ramię i pomaszerował na stadion. Strzelił dwie bramki, a  The Shrews wyeliminowali pierwszoligową potęgę. Innym legendarnym piłkarzem, który w przeszłości reprezentował złoto-niebieskie barwy był lewonożny napastnik Arthur Rowley, młodszy brat Jacka Rowley, bohatera Manchesteru United, który w latach 1937-54 rozegrał w barwach Czerwonych Diabłów 422 mecze, strzelając 208 goli. Rowley Junior reprezentując barwy The Shrews pobił strzelecki rekord wszechczasów Football League należący wcześniej do Dixie Dean’a, zaliczając w swojej karierze 434 ligowe trafienia. Jest także rekordzistą Shrewsbury FC jeśli chodzi o bramki zdobyte w jednym sezonie (38 trafień w 43 meczach sezonu 1958/59). Niezłe rodzeństwo. Stare klubowe zdjęcia pełne są zresztą znajomych twarzy. W Shrewsbury występowali między innymi: obecny menadżer Evertonu David Moyes, były menadżer m.in. Tottenhamu David Pleat, kolejny znany trener Gary Megson, były reprezentant Szkocji John McGinlay, były reprezentant Irlandii Północnej Jimmy Quinn, legendarny walijski bramkarz Neville Southall, reprezentujący obecnie barwy Norwich FC napastnik Grant Holt, czy Joe Hart, który właśnie stąd trafił do Manchesteru City. 

Widok ze wzgórza miejskiego na Gay Meadow na drugim brzebu rzeki
            Ponieważ do Shrewsbury dotarliśmy około dwóch godzin przed meczem, mięliśmy trochę czasu aby pospacerować średniowiecznymi uliczkami i odwiedzić miejsce, w którym jeszcze niedawno znajdował się stary stadion lokalnego klubu piłkarskiego. Klub, choć założony w 1886 roku, przez pierwsze kilkanaście lat swojego istnienia tułał się po mieście nie zagrzewając na dłużej miejsca na żadnej nadającej się do kopania piłki połaci miejskiej zieleni. Dopiero w 1910 roku piłkarze The Shrews na stałe zadomowili się na położonej na brzegach rzeki Severn łące, znanej miejscowym pod nazwą Gay Meadow. Nie, słowo „gay” nie oznaczało w staroangielskim orientacji seksualnej, miało znaczenie podobne do słowa „wesoły” i łąka służąca jako miejsce organizowania jarmarków, występów artystycznych i pokazów cyrkowców z pewnością była „gay”. Jednym z takich występów była próba przejścia po linie rozpostartej pomiędzy kościołem Świętej Marii znajdującym się na wzgórzu miejskim, a drzewem rosnącym po drugiej stronie rzeki na Gay Meadow,  podjęta 2 lutego 1739 roku. Całe miasto zebrało się, by podziwiać niesamowity popis linoskoczka Roberta Cadmana. Na ścianie przy wejściu głównym do wspomnianego kościoła zamocowana jest tabliczka upamiętniająca to wydarzenie. Kto radzi sobie z XVIII – wiecznym angielskim, ten może dowiedzieć się z niej jaki los spotkał śmiałka. Tym, którzy sobie nie radzą mogę powiedzieć tylko, że dzielny Robert, choć opuścił punkt wyjścia zgodnie z planem, do punktu końcowego swojej podróży nie dotarł. Jednym z ostatnich wydarzeń, które miały miejsce na Gay Meadow zanim powstał tu stadion, był obchody 500 – lecia Bitwy o Shrewsbury, podczas których znany i ceniony Teatr Sir Franka Bensona (Benson otrzymał tytuł szlachecki w nagrodę za swe Szekspirowskie produkcje) wystawił całą serię dramatów Szekspira.
Tabliczka upamiętniająca ostatni występ linoskoczka Roberta Cadmana

            Nieistniejący już stadion Gay Meadow był z pewnością jednym z najbardziej malowniczo położonych obiektów piłkarskich w Anglii. Ułożony w zakolu rzeki Severn, tuż nad jej wodami, otoczony parkiem, z górującym nad nim wzgórzem miejskim, w sąsiedztwie pozostałości opactwa Shrewsbury i miejscowego zamku musiał prezentować się naprawdę efektownie. Wybudowany na początku XX wieku obiekt służył lokalnemu klubowi do 2007 roku. Swoje najlepsze czasy przeżywał w latach 50 - tych i 60 - tych ubiegłego stulecia, w których zainstalowano oświetlenie, a na mecze przychodziło tu prawie 20 tysięcy ludzi (oficjalny rekord frekwencji padł 26 kwietnia 1961 roku, kiedy to mecz z... Walsall obejrzało 18 917 widzów, choć miejscowi fani futbolu twierdzą, że podczas rozegranego 21 sierpnia 1950 roku meczu przeciw Wrexham A.F.C. na trybunach Gay Meadow zasiadło 22 000 osób). Kolejne lata przyniosły niewielkie zmiany, a przez ostatnie 25 lat istnienia obiektu – poza usunięciem płotu oddzielającego kibiców od płyty boiska związanego z Raportem Taylora – nie zmieniło się praktycznie nic. 

Rzeka Severn w centrum Shrewsbury
            Rzeka Severn była z całą pewnoscią sąsiadem uciążliwym. Często w następstwie ulewnych deszczy zmieniała swój bieg, zalewając całkowicie stadion, powodując duże straty finansowe i opóźniając rozgrywki. Największe powodzie jakich w XX wieku doświadczyło miasto – w 1948 i 1967 roku – spowodowały, że piłkarski ekwipunek The Shrews musiał być przeniesiony pod dach jednej z trybun. Powodzie to  jeden z powodów przeprowadzki klubu na nowy obiekt. Drugi powód to ograniczenia wprowadzone na stadionie po tragedii na Hillsborough i tak zwanym Raporcie Taylora, w wyniku którego liczbę widzów mogących na żywo podziwiać zawodników The Shrews zmniejszono do 8000. Powodem tego ograniczenia był fakt, że do stadionu prowadziła tylko jedna droga o przepustowości uniemożliwiającej przeprowadzenie ewentualnej ewakuacji większej liczby kibiców. Trzeci powód – podobnie jak w wypadku innych stadionów położonych w centrach miast – to brak możliwości jakiejkolwiek rozbudowy obiektu ze względu na ograniczony teren wokół niego (w wypadku Gay Meadow rozbudowę uniemożliwiała zarówno rzeka jak i linia kolejowa biegnąca tuż za płotem stadionu).
Fred Davies - legenda Shrewsbury Town FC

            Nie wiem jaki jest polski odpowiednik  słowa „coracle”, oznaczającego rodzaj niewielkiej, przypominającej łupinę orzecha łodzi rybackiej tradycyjnie używanej od czasów starożytnych na rzekach Walii, innych rejonów wielkiej Brytanii, a także mającej swoje odpowiedniki w najdalszych zakątkach świata.Nie wiem, więc będę używał oryginalnej angielskiej nazwy. Rybacy używający „coracle” zwykle pracowali w parach, na dwóch łódkach, wiosłując jedną ręką, a w drugiej trzymając rozpiętą pomiędzy swoimi łupinkami sieć, powoli poruszając się z prądem rzeki. Następnie wracali brzegiem, niosąc leciutkie łódeczki na plecach. Dlaczego o tym piszę? A no dlatego, że z klubem ze Shrewsbury związany był niejaki Fred Davies, legenda klubu, lokalny rybak, ktory przez 45 lat wiernie służył futbolowi... wiosłując w trakcie meczy w górę i w dół rzeki Severn, i wyławiając z wody piłki posłane tu przez piłkarzy walczących na boisku o ligowe punkty. Pod koniec swojej współpracy  klubem Davies otrzymywał 50 pensów za każdą wyłowioną z rzeki piłkę. W swoim najlepszym sezonie aż 130 razy wyciągał futbolówkę z nurtów rzeki. Jego praca była dosć niebezpieczna – około 500 metrow poniżej stadionu znajduje się dość duży jaz, w kierunku którego Fred Davies niejednokrotnie musiał powiosłować w szalonym tempie, aby zdążyć przechwycić swą zdobycz, zanim ta zostanie bezpowrotnie utracona. Kiedy w 1986 roku przeszedł na emeryturę (zmarł w 1994 roku) obowiązki przejął jego siostrzeniec, który kontynuował współpracę z klubem aż do zamknięcia Gay Meadow.

            Pokręcilismy się trochę po średniowiecznym centrum Shrewsbury, cały czas czując w powietrzu elektryzującą atmosferę derby, ktorego miasto miało być swiadkiem. Napięcie wzmagał policyjny helikopter krążący nieprzerwanie nad naszymi głowami, a także wzmożona aktywność stróżów prawa na uicach miasta. Trafiliśmy także, zupełnie przypadkowo, na pub otoczony kordonem samochodów policyjnych w którym, i przed którym, piwem delektowali przyjezdni kibice. Kolega bardzo szybko zapiał kurtkę, zasłaniając swoją klubową koszulkę. Ponieważ do rozpoczęcia meczu pozostawało już niewiele czasu, udaliśmy się na obrzeża miasta, na nowy stadion The Shrews. 
Geenhous Meadow

            W 2007 roku Shrewsbury Town przeniosło się na zbudowany za pieniądze uzyskane ze sprzedaży terenów Gay Meadow nowy stadion na przedmieściach (choć słowa „przedmieścia” użyłem trochę „na wyrost”). W wyniku głosowania przeprowadzonego wśród kibiców nowy obiekt nazwano Greenhous Meadow, połączenie nazwy głównego sponsora i słowa Meadow nawiązującego do poprzedniej siedziby klubu. Nowy stadion prezentuje się zupełnie przyzwoicie, cztery wolnostojące trybuny o podobnej konstrukcji mogą pomieścić prawie 10000 widzów. Gdyby kiedyś piłkarze The Shrews zostali futbolową potęgą nie ma obawy o brak miejsca na ewentualną rozbudowę obiektu, który stoi w tak zwanym „szczerym polu”.

Greenhous Meadow
            Na stadion dotarliśmy w ostatnim momencie, więc nie było czasu by sobie go dokładnie obejrzeć z zewnątrz. Udaliśmy się więc do kołowrotków i wygodnie zasiedliśmy na głównej trybunie. Muszę szczerze powiedzieć, że po derbowem meczu oczekiwałem zdecydowanie wyższej frekwencji. Piękna pogoda, lokalne derby i do tego weekend bez Premier League w telewizji zdecydowanie zachęcały do udania się na stadion. Być może na liczbę kibiców miała wpływ bezpośrednia relacja z meczu przeprowadzana przez telewizję Sky Sports, ale to nie usprawiedliwia prawdziwych fanów. Dopisali za to kibice Walsall, których na Greenhous Medow pojawiło się około 2000. Swietnie zorganizowani byli jednak w swoich śpiewach dość monotematyczni. Choć muszę powiedzieć, że bogactwo piosenek mówiących o tym, co mieszkańcy Shrewsbury robią owcom było zaskakujące. Cała masa piosenek o „owcojebcach” podparta była scenkami rodzajowymi odgrywanymi przez fanów drużyny gości przy użyciu dmuchanych owieczek (po powiększeniu jednego ze zdjęć odkryliśmy, że owieczki przesadziły lekko z makijażem). Nie obyło się też bez drobnych wybryków huligańskich – jeden z kibiców Walsall rzucił na boisko flarę. Leniwie dymiąca flara została brutalnie ugaszona przez nadgorliwego strażaka, który usypał jej pokaźnych rozmiarów piaskowy sarkofag. Niesforny kibic został po meczu sprawnie wyłuskany z tłumu przez policję.
Kibice Walsall

            Sam mecz zakończył się zwycięstwem gospodarzy. Wynik 1:0 nie oddaje jednak w pełni tego, co przez 90 minut działo się na boisku. Wystarczy powiedzieć, że najlepszym piłkarzem meczu został wybrany Chris Weale bramkarz The Shrews, który od początku spotkania popisywał się niesamowitymi interwencjami. W pierwszym kwadransie obronił kolejno strzały Florenta Cuvelier’a, Jamie Patersona i Adama Chambersa. Piłkarze Shrewsbury pierwszy raz zagrozili bramce Walsall w 25 minucie i od razu objęli prowadzenie. Obrońcy gości nie poradzili sobie z wybiciem piłki po rzucie rożnym, futbolówkę uderzył Asa Hall, ta odbiła się od poprzeczki i spadła wprost pod nogi byłego reprezentanta Walii Paula Parry’ego, który umieścił ją w siatce. W drugiej połowie Walsall nie przestawało atakować, jednak kolejne świetne interwencje Weale’a oraz poprzeczka po strzale Andy Butlera zapobiegły utracie bramki i gospodarze „dowieźli” jednobramkową przewagę do końca. Było to dopiero trzecie zwycięstwo The Shrews w sezonie. Dzięki trzem punktom gospodarze awansowali na 15 pozycję w tabeli, pozostają jednak niebezpiecznie blisko strefy spadkowej. Trzecia porażka Walsall pod rząd sprawiła, że piłkarze The Saddlers spadli na 11 miejsce w League One. My zaś udalismy się w drogę powrotną – 170 mil, cztery puszki Red Bulla i mogłem spokojnie usiąść w fotelu, załączyć dekoder Sky Sports, i obejrzeć mecz na Greenhous Meadow raz jeszcze.
W samym centrum jedna z dmuchanych owieczek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz