czwartek, 17 października 2013

King's Lynn Town FC - FC United of Manchester (12.10.2013)




            W ubiegłą sobotę miałem okazję obejrzeć na żywo mecz Northern Premier League Premier Division (siódma liga angielska) pomiędzy King’s Lynn Town FC i FC United of Manchester. The Linnets, beniaminek ligi, radzą sobie w tym sezonie przyzwoicie, utrzymując kontakt z czołówką tabeli i mając miejsca premiowane awansem na wyciągnięcie ręki. United to jeden z faworytów rozgrywek, drużyna, która w ostatnich trzech sezonach trzykrotnie grała w finale play-offu, za każdym razem przegrywając. Nie ukrywam, że na mecz przyciągneli mnie przede wszystkim „The Rebels” i ich kibice. Ponieważ o obydwu klubach już tutaj pisałem (o The Linnets tutaj, o FC United tutaj), wspomnę tylko krótko o tym, co działo sie na boisku i wokół niego.
             
            Otóż na boisku działo się... niewiele. United zdecydowanie przeważali w pierwszej połowie, jednak z przewagi tej niewiele wynikało. Piłkarze z Manchesteeru kontrolowali grę, spokojnie rozgrywając piłkę, ale dobrą okazję do zdobycia bramki stworzyli sobie dopiero w 37 minucie spotkania. Niezłe dośrodkowanie Matthew Wolfendena spadło wprost na głowę Grega Danielsa, ten jednak nie trafił w bramkę
           
            Gospodarze grali zdecydowanie lepiej w drugiej części spotkania, stwarzając kilka dogodnych sytuacji. Ryan Fryatt, obrońca The Linnets, dwukrotnie groźnie strzelał po dośrodkowaniach z rzutów rożnych, za pierwszym razem trafiając w poprzeczkę, za drugim w ręce bramkarza gości. W 74 minucie czerwoną kartkę zobaczył kapitan United Dean Stott, jednak piłkarze King’s Lynn mimo usilnych prób, nie zdołali przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Ostatecznie mecz zakończył się bezbramkowym remisem (skrót meczu).

 Choć wydarzenia na boisku nie były może piłką z najwyższej półki, to fani United mnie nie zawiedli. Na stadionie pojawiło się w sumie 1440 osób, z tego około 300 kibiców wspierających drużynę z Manchesteru. Kibiców, co trzeba powiedzieć, świetnie zorganizowanych i nieustannie dopingujących swoich piłkarzy. Miejscowi mogli co najwyżej w ciszy podziwiać wokalne popisy gości. Na uwagę zasługuje bardzo bogaty repertuar przyśpiewek, jakim dysponują fani „The Rebels”, choć jak wiadomo większość z nich to zaprawieni w boju bywalcy Stretford End, więc wprawę w śpiewaniu mają.
           
            Kibice United zaczęli mecz od odśpiewania „Don’t care about Rio”, która to piosenka jest najtrafniejszą chyba definicją klubu z Manchesteru, w kilku wersach wyjaśniającą dlaczego kilka lat temu w „Teatrze Marzeń” doszło do futbolowej schizmy. Część przyśpiewek znana mi była z Old Trafford, pojawiły się stare "Ohh Ahh Cantona", "You are my Solskjaer", "Pride of all Europe", czy "United are a team for me". Cała masa piosenek była jednak związana z nowym klubem. Moją uwagę przykuła zwłaszcza kibicowska wersja „Anarchy in The UK” z tekstem: „I am an FC fan/ I am mancunian/ I know what I want/ and I know how to get it/ I wanna destroy Glazers and Sky/ Cos I wanna be at FC”. Także śpiewane w koło po kilkanaście razy „Don’t pay Glazer”, „This is our club”, czy „This is how it feels” brzmiały swietnie (te i inne piosenki w wykonaniu kibiców FC United of Manchester można usłyszeć tutaj). Mecz był generalnie 90-cio minutowym popisem fanów FC, którego nie powstydziłyby się największe firmy w Anglii i nie tylko.
            
              Być może FC United of Manchester nie radzi sobie tak dobrze, jak choćby AFC Wimbledon, inny klub założony przez kibiców. Pewnie fani z Manchesteru mieli nadzieję na szybsze pięcie się w górę ligowej piramidy. Warto jednak pamiętać, że ostatnie trzy sezony ich drużyna zakończyła w finale play-offu, zwycięstwo w którym gwarantuje awans do National Conference North, trudno więc powiedzieć, że klub stracił rozpęd. Także w tym sezonie FC United wydaje się być jednym z kandydatów do awansu. Zostaje tylko życzyć naprawdę fantastycznym kibicom wielu zwycięstw, ponieważ zasługują na to, by ich klub grał co najmniej 2-3 stopnie ligowe wyżej.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz